Nie mam czasu na pisanie, bo dzieci ciągle chore, nieszczęśliwe, z niedomaganiami. I do tego dałam się wkręcić w przygotowywanie ołtarza na Boże Ciało. Myślałam, że to będzie łatwiejsze, ale to jest dużo bardziej skomplikowane. Na szczęście są ludzie, którym ta sprawa nie jest obojętna i dzielnie mnie wspierają, a nawet wzięli większość spraw na siebie.
Dół mnie ogarnia.
Ale kwiatki na balkonie przynajmniej mi ładnie rosną ;)
Niedawno zakupiona fuksja. Cudeńko.
Róże mają pąki i pięknie się rozrosły.
Poobcinane i ukorzenione truskawki z rozłogów też szleją i zaczynają kwitnąć. Rzeczywiście truskawka fragoo kwitnie i owocuje cały rok,
Poziomki i nachyłki przepikowane. Jak podrosną - trafią do gruntu.
Bratki też wybujały. Niech żyje wiosna!
poniedziałek, 23 maja 2016
piątek, 13 maja 2016
...
- Mamo, zobacz, ulepiłam z plasteliny Michała.
- Twojego brata?
- Tak.
- Nawet podobny.
- Muszę mu jeszcze zrobić aurolę (aureolę ).
- Zrób.
- Bo on jest bardzo dobry, wiesz mamo.
- Wiem.
- I on czuwa nad nami.
- A skąd ty to wiesz Basiu? Ktoś ci to powiedział czy sama wiesz.
- Sama wiem.
...........................................................................................................................
- Co robisz mamo?
- Smażę naleśnika. Nie podchodź, żebym cie nie oparzyła.
- Dobrze. Tylko na mnie nie tłuszcznij.
...........................................................................................................................
- Mamo, włącz mi bajkę.
- Nie.
- Ale włącz mi. Nudzi mi się.
- To zajmij się pracą jakąś. Na przykład posprzątaj zabawki z podłogi.
- Ale podczas pracy strasznie mi się nudzi. Włącz mi bajkę.
- Jak będziesz grzeczna, to wieczorem ci włączę.
- Dobrze. Będę grzeczna cały dzień. To możesz mi już włączyć ;D
...........................................................................................................................
Cieszę się z nowych dzieci. Nie moich, cudzych ;) Cieszę się, że wokół mnie wiele kobiet nosi pod sercem dzieci. Jedne czekały na nie bardzo długo, inne krótko. Niektóre mają pierwszego człowieka w sobie, inne zdecydowały się na drugie dziecko, choć wcześniej deklarowały jedno w planach. I ze wszystkich strasznie się cieszę.
Na balkonie widać powoli lato. Truskawka pięknie różowo kwitnie i zawiązała owoce. Basia codziennie sprawdza, czy nadszedł już dzień zbiorów. A będzie do zebrania ze dwie truskawki. Ale radość taka sama, jak z kilograma.
Moje róże zawiązują pąki. The Fairy miała już w zeszłym tygodniu, a dziś zobaczyłam u Arthur Bell.
Dosadziłam im w tym tygodniu po smagliczce, żeby zapełnić trochę doniczki. Poza tym smagliczka pięknie, słodko pachnie i jest rośliną miododajną. Trzeba wspierać pszczółki i dbać o to, żeby było jak najwięcej pożytków dla nich.
Ja też byłam dzisiaj na spotkaniu integracyjnym. Wyszłam z Marynią na spacer po osiedlu. Spotkałam Kasię, mamę Antka. I pogadałyśmy sobie o dzieciach, chorobach, ciążach itp. Phi! Niech wszytkie korpo-imprezy się schowają ;)
- Twojego brata?
- Tak.
- Nawet podobny.
- Muszę mu jeszcze zrobić aurolę (aureolę ).
- Zrób.
- Bo on jest bardzo dobry, wiesz mamo.
- Wiem.
- I on czuwa nad nami.
- A skąd ty to wiesz Basiu? Ktoś ci to powiedział czy sama wiesz.
- Sama wiem.
...........................................................................................................................
- Co robisz mamo?
- Smażę naleśnika. Nie podchodź, żebym cie nie oparzyła.
- Dobrze. Tylko na mnie nie tłuszcznij.
...........................................................................................................................
- Mamo, włącz mi bajkę.
- Nie.
- Ale włącz mi. Nudzi mi się.
- To zajmij się pracą jakąś. Na przykład posprzątaj zabawki z podłogi.
- Ale podczas pracy strasznie mi się nudzi. Włącz mi bajkę.
- Jak będziesz grzeczna, to wieczorem ci włączę.
- Dobrze. Będę grzeczna cały dzień. To możesz mi już włączyć ;D
...........................................................................................................................
Cieszę się z nowych dzieci. Nie moich, cudzych ;) Cieszę się, że wokół mnie wiele kobiet nosi pod sercem dzieci. Jedne czekały na nie bardzo długo, inne krótko. Niektóre mają pierwszego człowieka w sobie, inne zdecydowały się na drugie dziecko, choć wcześniej deklarowały jedno w planach. I ze wszystkich strasznie się cieszę.
Na balkonie widać powoli lato. Truskawka pięknie różowo kwitnie i zawiązała owoce. Basia codziennie sprawdza, czy nadszedł już dzień zbiorów. A będzie do zebrania ze dwie truskawki. Ale radość taka sama, jak z kilograma.
Moje róże zawiązują pąki. The Fairy miała już w zeszłym tygodniu, a dziś zobaczyłam u Arthur Bell.
Dosadziłam im w tym tygodniu po smagliczce, żeby zapełnić trochę doniczki. Poza tym smagliczka pięknie, słodko pachnie i jest rośliną miododajną. Trzeba wspierać pszczółki i dbać o to, żeby było jak najwięcej pożytków dla nich.
Ja też byłam dzisiaj na spotkaniu integracyjnym. Wyszłam z Marynią na spacer po osiedlu. Spotkałam Kasię, mamę Antka. I pogadałyśmy sobie o dzieciach, chorobach, ciążach itp. Phi! Niech wszytkie korpo-imprezy się schowają ;)
niedziela, 8 maja 2016
Patron ogórków
Dzisiaj imieniny Stanisława, a zatem najlepszy dzień na sianie ogórków do gruntu. Tak mówiły mi wszystkie starsze panie (i nie tylko starsze), gdy mieszkając przez kilka miesięcy na wsi zajmowałam się ogródkiem. A zatem drodzy ogrodnicy amatorzy stajemy przed nie lada dylematem. Bo mądrość ludowa każe siać. A logika chrześcijańska każe nie siać, bo dzisiaj niedziela, a w niedzielę nie pracujemy. I to, czy ogórki dobrze powschodzą, urosną i obrodzą zależy od Boga, a nie od ludowych porzekadeł i rad, ponieważ "On sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych". Nasze ogórki potrzebują i słońca i deszczu, więc lepiej zaufać Menadżerowi Pogody ;)
Ja wysiałam do trzech pojemników ogórki już jakieś dwa tygodnie temu i powschodziły. Za jakiś tydzień gdzieś je wysadzę. Albo za płotem na stepach mareckich albo z uroczym uśmiechem podaruję mojemu teściowi, który zawsze przy takich okazjach mówi : "Tam nic nie urośnie" (na działce). Ale później przesadza to do ziemi i rośnie ;D
Byliśmy tydzień temu na działce u nich. Wiosna w rozkwicie.
Wysiane przez Basię w zeszłym roku i przepikowane niezapominajki kwitną.
Szafirki posadzone przeze mnie kilka lat temu rozmnożyły się. Zeszłoroczny łubin tez powinien w tym roku wybujać w krzak i obsypać się kwiatem. Długo można wymieniać.
Chcąc - nie chcąc przyznałam się, że czasami grzebię w glebie za płotem. Posiałam tam w zeszłym roku malwy, które w tym roku powinny zakwitnąć. I rudbekię, która mam nadzieję rozsiała się pięknie po zeszłorocznym kwitnięciu.
W tym roku wysiałyśmy, a właściwie rozrzuciłyśmy z Basią radosnym swobodnym gestem trochę nasion nasturcji, które miałam jeszcze sprzed dwóch lat. I kilka krzaczków truskawek. Może coś urośnie. Tam jest ugór, chwasty i krzaki. Nieużytek. Więc teraz będzie użytek.
Rozsada pomidorów już się trochę zestarzała, za wcześnie wysiałyśmy je z Basią. Trudno. O pomidorach akurat dziadek Supeł wyrażał się z wielką aprobatą, a sadzonki papryczek zrobiłam na specjalne dziadkowe zamówienie.
Teściowie bardzo lubią ten ostry przysmak. W zeszłym roku z kilku mizernych krzaczków zebrali bardzo dużo owoców i wkręcili się w ich uprawę. Sobie zostawię tylko dwie sadzonki, bo więcej nie potrzebuję.
Poziomki zaczynają mieć po dwa liście i niedługo będę musiała je rozsadzić.
Podobnie nachyłki. Tylko gdzie ja to będę trzymać?
Poproszę Grześka, żeby mi kupił motykę. Pola za płotem jeszcze kawał.
Nie pisałam już kilka dni i nawet w tym czasie jakieś pomysły na posty chodziły mi po głowie, jakieś myśli ważne, ale uleciało. Widać nie takie znowu ważne.
Trochę dół mnie ogarnął na skutek złych i głupich zajęć zwanych porównywaniem się. Nie zazdroszczę urody. Ani tak zwanych piniędzy (mam wystarczająco). Ale myślę, że inni ludzie to jacyś tacy bardziej ogarnięci życiowo. Mają po kilkoro dzieci i w międzyczasie pracują, mają posprzątany dom, robią milion innych rzeczy. A u mnie jakby ciągle grajdołek. I dzieci, a właściwie jeden dzieć mocno nieposłuszny i wszędzie poza domem pokazuje jak bardzo ma w nosie zasady dobrego wychowania. Objada inne dzieci. Zabiera zabawki i nie chce się dzielić. Nie słucha po wielokroć powtarzanych próśb/poleceń. Mówi, że już tego nie zrobi, po czym wstaje i to robi. Ucieka, gdy chce go złapać. Nieposłusznik zatwardziały. Ręce opadają. Wszystko na odwrót. Wbrew nam. Nawet po mszy, gdy wszystkie dzieci dostają osobne błogosławieństwo, latorośl nasza zasłoniła czoło i powiedziała, że nie chce. Wdała się w dyskusję z księdzem.
- Nie chcesz błogosławieństwa?
- Nie.
- Dlaczego? Jak człowiek ma błogosławieństwo, to jest szczęśliwy. Chcesz być szczęśliwa?
- Nie.
Ale inym razem znalazła medalik i mówi do mnie:
- Widzisz mamo, to jest Pan Jezus.
- Tak.
- Tu jest Jego serce. Jak pójdziemy do nieba, to Mu to oddam.
Głupie te moje smuteczki i nic poważnego.
Trawią mnie też czasem jakiś bardziej poważne niepokoje, ale blog to nie miejsce na takie wynurzenia. I tak za dużo już na nim pisałam o naszym życiu.
Dzieci mi to kiedyż wypomną, a może nawet obrócić się to pisanie przeciwko mnie. Po raz kolejny myślę nad sensownością pisania bloga. Bo to jest jakieś kreowanie własnego wizerunku. Hm... Nie wiem.
Zjem owsiankę i pomyślę nad tym wszystkim.
Ja wysiałam do trzech pojemników ogórki już jakieś dwa tygodnie temu i powschodziły. Za jakiś tydzień gdzieś je wysadzę. Albo za płotem na stepach mareckich albo z uroczym uśmiechem podaruję mojemu teściowi, który zawsze przy takich okazjach mówi : "Tam nic nie urośnie" (na działce). Ale później przesadza to do ziemi i rośnie ;D
Byliśmy tydzień temu na działce u nich. Wiosna w rozkwicie.
Wysiane przez Basię w zeszłym roku i przepikowane niezapominajki kwitną.
Szafirki posadzone przeze mnie kilka lat temu rozmnożyły się. Zeszłoroczny łubin tez powinien w tym roku wybujać w krzak i obsypać się kwiatem. Długo można wymieniać.
Chcąc - nie chcąc przyznałam się, że czasami grzebię w glebie za płotem. Posiałam tam w zeszłym roku malwy, które w tym roku powinny zakwitnąć. I rudbekię, która mam nadzieję rozsiała się pięknie po zeszłorocznym kwitnięciu.
W tym roku wysiałyśmy, a właściwie rozrzuciłyśmy z Basią radosnym swobodnym gestem trochę nasion nasturcji, które miałam jeszcze sprzed dwóch lat. I kilka krzaczków truskawek. Może coś urośnie. Tam jest ugór, chwasty i krzaki. Nieużytek. Więc teraz będzie użytek.
Rozsada pomidorów już się trochę zestarzała, za wcześnie wysiałyśmy je z Basią. Trudno. O pomidorach akurat dziadek Supeł wyrażał się z wielką aprobatą, a sadzonki papryczek zrobiłam na specjalne dziadkowe zamówienie.
Teściowie bardzo lubią ten ostry przysmak. W zeszłym roku z kilku mizernych krzaczków zebrali bardzo dużo owoców i wkręcili się w ich uprawę. Sobie zostawię tylko dwie sadzonki, bo więcej nie potrzebuję.
Poziomki zaczynają mieć po dwa liście i niedługo będę musiała je rozsadzić.
Podobnie nachyłki. Tylko gdzie ja to będę trzymać?
Poproszę Grześka, żeby mi kupił motykę. Pola za płotem jeszcze kawał.
Nie pisałam już kilka dni i nawet w tym czasie jakieś pomysły na posty chodziły mi po głowie, jakieś myśli ważne, ale uleciało. Widać nie takie znowu ważne.
Trochę dół mnie ogarnął na skutek złych i głupich zajęć zwanych porównywaniem się. Nie zazdroszczę urody. Ani tak zwanych piniędzy (mam wystarczająco). Ale myślę, że inni ludzie to jacyś tacy bardziej ogarnięci życiowo. Mają po kilkoro dzieci i w międzyczasie pracują, mają posprzątany dom, robią milion innych rzeczy. A u mnie jakby ciągle grajdołek. I dzieci, a właściwie jeden dzieć mocno nieposłuszny i wszędzie poza domem pokazuje jak bardzo ma w nosie zasady dobrego wychowania. Objada inne dzieci. Zabiera zabawki i nie chce się dzielić. Nie słucha po wielokroć powtarzanych próśb/poleceń. Mówi, że już tego nie zrobi, po czym wstaje i to robi. Ucieka, gdy chce go złapać. Nieposłusznik zatwardziały. Ręce opadają. Wszystko na odwrót. Wbrew nam. Nawet po mszy, gdy wszystkie dzieci dostają osobne błogosławieństwo, latorośl nasza zasłoniła czoło i powiedziała, że nie chce. Wdała się w dyskusję z księdzem.
- Nie chcesz błogosławieństwa?
- Nie.
- Dlaczego? Jak człowiek ma błogosławieństwo, to jest szczęśliwy. Chcesz być szczęśliwa?
- Nie.
Ale inym razem znalazła medalik i mówi do mnie:
- Widzisz mamo, to jest Pan Jezus.
- Tak.
- Tu jest Jego serce. Jak pójdziemy do nieba, to Mu to oddam.
Głupie te moje smuteczki i nic poważnego.
Trawią mnie też czasem jakiś bardziej poważne niepokoje, ale blog to nie miejsce na takie wynurzenia. I tak za dużo już na nim pisałam o naszym życiu.
Dzieci mi to kiedyż wypomną, a może nawet obrócić się to pisanie przeciwko mnie. Po raz kolejny myślę nad sensownością pisania bloga. Bo to jest jakieś kreowanie własnego wizerunku. Hm... Nie wiem.
Zjem owsiankę i pomyślę nad tym wszystkim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)