wtorek, 21 czerwca 2016

Piąta rocznica.

- Halo, no co tam?
- Jesteśmy w Zielonce na festynie misyjnym. Jemy grochówkę z kotła i gra Tomasz Kamiński z zespołem.
- Kto? Powtórz, bo nie zrozumiałam.
- To-masz Ka-miń-ski!
- Nie musisz być złośliwy.
- Nie jestem.
- Jesteś. Powiedziałeś to z przekąsem.
- Nie powiedziałem.
- A właśnie że powiedziałeś!

środa, 15 czerwca 2016

Brrrrrrr!

Na zewnątrz bardzo przyjemna temperatura, w sam raz do spania. Ale ja będę wydawać za chwilę tytułowy okrzyk biorąc prysznic w zimnej wodzie. Uroki życia w mieście ;) Rozpoczął się nareszcie długo wyczekiwany, wyproszony, wymęczony i wypłakany remont naszej ulicy. I podobno dzisiaj okazało się, że nie wszystkie rury są na planach. A konkretnie nie ma tej od gazu (to co to za plany???). Gazu nie ma od dzisiejszego południa i ma nie być do jutra. A że ciepłą wodę zawdzięczamy piecowi gazowemu - dzisiaj przeprosiliśmy się z czajnikiem elektrycznym. Całe osiedle, a nawet cała ulica. Jak bym na wsi mieszkała, to bym sobie w piecu rozpaliła. Kaflowym. Albo żeliwnym. A tak to trzeba w zimnej albo pobratać się z brudkiem.

Maryni pokazał się dziś pierwszy ząbek. Jeszcze podczas wieczornego spaceru rozmawiając z sąsiadką mówiłam, że coś tych zębów nie widać, a tu pół godziny później poczułam i zobaczyłam przyczynę stękań i płaczów Marysi. Moja córcia malutka. Przed snem płakała z bólu i dałam jej ibufen. Ona taka bezbronna wobec bólu. Jak ta maleńka sarenka, co dzisiaj stała na cieniutkich nóżkach za naszym płotem. Takie maleństwo i cały świat naprzeciwko. Chyba hormony zaczynają we mnie buzować...

Na balkonie lato. Róże kwitną i pachną z różnym nasileniem.
Palma pierwszeństwa należy się Arthur Bell która ma piękne  żółte kwiaty i cudownie pachnie.  The Fairy ma moc kwiatów i zero zapachu, a francuska ładny, ale tylko jeden (na razie) różowy kwiat i strasznie mizerny zapach. A taka miała być pachnąca. I do tego przędziorek ją męczy, przez co zgubiła część liści i taka lekko łysawa jest. Opryskałam ją dziś ponownie wodą z płynem do mycia naczyń. Zobaczymy.


Truskawki pnące/wiszące rozrosły się, owocują i chcą się dalej rozmnażać.
Wsadzone do skrzynki rozłogi mocno podrosły, kwitną i wypuszczają kolejne rozłogi.

 Powiodło się też rozmnażanie bukszpanu. Na Wielkanoc tata Grześka przywiózł mi trzy gałązki bukszpanu do wazonu. Po świętach pocięłam je na małe kawałki, wsadziłam w wilgotną ziemię i trzymałam na oknie przy schodach, gdzie jest półcień i trochę chłodnej niż w domu. Ze dwa miesiące to trwało, ale są korzenie. To działa.
Codziennie dzieje się wiele małych i dużych wydarzeń. Najciekawsze są te, o których nie mogę, albo nie chcę pisać. Bo nie należą do mnie, albo są zbyt osobiste. Pociągające jest przecież to, co dzieje się w środku człowieka. Myśli, uczucia, relacje z innymi ludźmi. Wewnętrzne poruszenia. Decyzje. Walki ze sobą samym.

Ale to już sami wiecie ;)

Dobranoc.

czwartek, 2 czerwca 2016

Zaniedbania

Coś zaniedbać trzeba. Gdy staram się nie zaniedbywać rodziny i domu, to zaniedbuję inne obszary życia. Kiedy oddaję swój czas tym innym obszarom, to przez dom można się przekopywać, a dzieci niedopieszczone. I tak w kółko.

Chodzi mi po głowię mnóstwo myśli i refleksji życiowych, ale wciąga je życiowy wir i zapominam.

Znęcają się nade mną ostatnio różne lęki i strachy.A właściwie to ja pozwalam im się nade mną znęcać. Powtarzam sobie, że przecież nic złego się nie dzieje, ale i tak podgryza mnie to wewnętrznie. Pospolite sposoby odganiania złych myśli nie pomagają.

Czy Was, rodziców, nie nachodzą czasem lęki, że coś złego spotka Wasze dzieci? Ciężka choroba. Bardzo źli ludzie bardzo ich skrzywdzą. Na całe życie. Wypadek drogowy. I tak dalej.

A przecież zło nikogo nie omija. Cierpienie zrani każdego.
Niby WIEM, że cierpienie też ma sens. Że w moim życiu ma sens.
Ale może zrobiłoby wyjątek dla moich dzieci i je pominęło?

O Grześka tak się nie martwię. Boję się, że kiedyś , nagle przeprowadzi się z tego świata na tamten i zostawi mnie samą. I do końca życia w każdej minucie będę za nim tęsknić. Ale wiem, że on ma w sobie ziarno wiary. I wierzę, że przetrzyma cierpienie.

Dzieci są takie kruche. Chciałabym im oszczędzić przynajmniej tego niepotrzebnego cierpienia. Z grzechu. Z głupoty. A wiem, że i tak będą cierpieć.

Kiedy umarł Michał, to zrozumiałam, że takie jest ryzyko miłości. Człowiek otwiera serce, kocha i każdy może go zranić do samego środka jestestwa. Kilka sekund może go złamać. Jeden ruch może zmienić tory życia.