niedziela, 9 września 2018

Sposobna chwila

Nadeszła sposobna chwila, aby coś napisać. Jakkolwiek trudno w to uwierzyć - już dawno takiej nie miałam.
To znaczy może i miałam, ale nie chcę poświęcać snu, albo możliwości obejrzenia filmu z mężem, albo jeszcze innych spraw. Ten blog to bardziej pamiętnik naszego życia rodzinnego, dla mnie i kilku znajomych dusz.
Przez te dwa miesiące nie wydarzyło się nic spektakularnego. Takie tam zwykłe życie.
Na przełomie lipca i sierpnia byliśmy dwa tygodnie nad morzem, w Dębinie koło Rowów. To był dobry wybór.  Wynajęliśmy domek w przystępnej cenie. Miejsce było jeszcze nie zaminowane straganami z wata cukrową, kolorowymi warkoczykami itp. Taka zwykła wioska, trochę miejsc noclegowych. ŁAdna, niezaludniona plaża  do której szło się przez las bukowy. W miarę blisko na plażę, codzienna msza w Rowach, atrakcje turystyczne w Ustce.
Bardzo podobał nam się Słupsk w którym byliśmy dwa razy. Zwiedziliśmy Muzeum Pomorza Środkowego, Basztę Czarownic (Basia była rozczarowana, bo żadnej tam nie spotkała), kościół Św. Jacka. Wrzucam trochę zdjęć



Poranek, zaraz po przyjeździe. Dzieci pierwszy raz zobaczyły morze.







Najlepszy lokal gastronomiczny w Słupsku.


Muzeum w Słupsku

Ustka. Za nami piracki Dragon. Ja nie miałam ochoty, G popłynął z dziewczynkami w rejs. Płakały całe 50 minut.


Mistrz plażowania. Za uśmiech i niebieskie oczęta można wyłudzić ciasteczka i sprzęt plażowy od każdego.

Marysia i jej ukochane "kółecko".






Plac zabaw w Ustce



Kaszubski kościółek w Objeździe



Muzeum Wsi Słowińskiejw Klukach






Plac zabaw w Gardnie



Hafciarka ze Smołdzina



1 sierpnia widzieliśmy inscenizację wybuchu Powstania Warszawskiego. Bardzo poruszającą.
Nasze serca podbił słupecki bar mleczny "Poranek". Przepyszne jedzenie, w atrakcyjnej cenie i przemiła obsługa. Polecam. Bar znajduje się niedaleko ratusza, chyba na ulicy Wojska Polskiego. Taki słupecki deptak. Po bokach ulica dla samochodów, a po środku pas zieleni i ławeczek.
Oczywiście zwiedziliśmy też wiele placów zabaw we wszystkich miejscowościach, w których byliśmy, nie pomijając wsi, przez które przejeżdżaliśmy. Bardzo podobał nam się ten w Gardnie. Byliśmy też w Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach i weszliśmy na wieżę widokową na Rowokole w Słowińskim Paku Narodowym. Widok przepiękny, ale nogi jak z waty.
Urlop z gromadką dzieci wygląda doprawdy inaczej niż w czasach, gdy byliśmy we dwoje ;P
Nie robiłam sobie wielkich nadziei na odpoczynek, wszak zajmując się dziećmi na co dzień wiem, że jak pojadę z nimi gdzie indziej - to też nie obsłużą się same. Ale po pierwsze i najważniejsze: był z nami cały czas G, więc nie musiałam się zmagać ze wszystkim sama. Po drugie odpuściłam trochę z gotowaniem i robiłam proste obiady typu makaron z pesto - lub jedliśmy poza domem. Po trzecie: był bałagan. Nie jakiś straszny, ale trochę przymknęłam oko na niektóre rzeczy i się wyluzowałam.
Kryzys ogarnął mnie po 8 dniach, gdy Basię zaczął boleć brzuch i nie mogliśmy wykryć przyczyny. Do tego zaczęło mi brakować różnych udogodnień, które w domu mam, a  tam nie było. I różne sprawy na codzień odkładane z braku czasu, na urlopie lubią wypłynąć i trzeba się z nimi zmierzyć odbywając trudne, ale bardzo ważne rozmowy. Krótko mówiąc, był moment, kiedy pomyślałam, że 14 dni urlopu to za dużo. Ale później się podźwignęłam i bardzo miło spędziliśmy te pozostałe dni.

Oprócz tego w te wakacje wpadłam w szał robienia przetworów. Chwilami nasza kuchnia wyglądała jak zakład przetwórstwa owocowo-warzywnego tuż po wybuchu głównego kotła. Szalałam, póki nie skończyły mi się słoiki. Nawet wystawiłam w altance śmietnikowej skrzynkę na słoiki i ktoś z miłych sąsiadów włożył tam kilka ślicznych i czyściutkich słoików, ale szybko je zużyłam.

Były dni spokojne i dni zapędzone tak, że  wybierałam się do toalety od godziny, ale bałam się o zdrowie i życie dzieci. Więc ileż to razy siedziałam na kibelku trzymając Krzysia na kolanach, a Marysia pytała:
- Mamo, [co] lobis?

***

Ostatnio, gdy jechaliśmy samochodem, Basia uchyliła szybę i zapytała G, co to jest romantyzm. Tatuś odpowiedział, że to taka epoka w literaturze, ale też bycie takim uczuciowym i takie tam.
- Tato, a czy jeśli będę wystawiać palce przez szybę, to będę miała na starość romantyzm?
- Nie . Będziesz miała reumatyzm.

***
Krzyś chodzenie opanował już dawno temu (dawno jak na jego roczne życie). Teraz szuka nowych wyzwań. Wchodzi na krzesła, stoły, parapety, szafki i podciąga się na uchwycie od lodówki. Wymyślił sobie też nową zabawę. Ostatnio włożyłam do jego łóżeczka (turystycznego) naszą pościel. Bo nie ma co kryć - syn poszedł w ślady sióstr i  na stałe zasiedlił nasze łóżko. Gdy dzieci są małe i je karmię, to nie chce mi się wstawać do nich w nocy. Jak śpią z nami, to je tylko przysuwam albo przekładam na drugą stronę, podłączam do mleczka i śpimy dalej. A później już nie chcą spać w łóżeczku i dopiero jak mają 1,5-2 lata, to kupujemy łóżko z zabezpieczeniem i wyprowadzka.
Wracając jednak do Krzysiowej zabawy, to obok łóżeczka stało krzesło. Instrukcja jest taka:
1. Wdrapać się na krzesło.
2. Przesadzić nogę przez ramę łóżeczka. 
3. Zrobić buch!
4. Wytarzać się w kołdrach/pierzynach/poduszkach.
5. Wyjść z łóżeczka.
6.  Zacząć zabawę od początku.

Boję się pomyśleć, jakie zabawy wymyśli za kilka lat.

***
 Jeśli chodzi o nasze niedzielne wyprawy, to byliśmy w sierpniu w pobliskim Forcie Beniaminów. Szczerze mówiąc, na piknik z dziećmi nie bardzo się to miejsce nadaje, bo jest tam dużo rozpadlin i wzniesień. Ale spokojnie można tam nakręcić klip do jakiejś punkowej lub metelowej piosenki lub zabawić się w paintballa.





***

Wieści ogrodnicze.
Papryczki obrodziły jak szalone. Miechunki w doniczkach wyrosły małe , ale w ogródku teściów: krzaczory z mnóstwem owoców.







***
Rozpoczęliśmy wrzesień. Basia poszła do zerówki. 


A to już tort urodzinowy Krzysia (made by "babcia Bo"). Roczek skończy pojutrze, ale impreza była wczoraj. Sto lat synku!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz