piątek, 14 stycznia 2022

Dziennik covidowy

 8 stycznia sobota

Pracowity dzień. Ja sprzątałam różne miejsca w kuchni, które przez ostatnie trzy miesiące pomijałam, bo całkiem (ciążowo) mi się nie chciało. Grzesiek rozdał dzieciom gąbeczki i szorowali ściany ze śladów brudnych rąk, kredek, flamastrów i trudno powiedzieć czego jeszcze. Trochę się napracowaliśmy, ale efekt miłego porządku nam tę pracę wynagrodził. Po południu przyszli znajomi i miło sobie rozmawialiśmy do późnych godzin wieczornych. Zrobiłam sałatkę z tuńczykiem i ananasem. Wszystkim smakowała. Grześkowi też - jeszcze miał smak.


9 stycznia niedziela

Grzesiek chyba przy śniadaniu powiedział, że nie bardzo czuje smak. Ale pomyśleliśmy, że to może przez ten lekki katar. Kto by się przejmował.


10 stycznia poniedziałek

Były moje urodziny. Postanowiłam nie robić tortu, bo tort urodzinowy Maryni jedliśmy kilka dni. Głównie ja jadłam. Był pyszny, ale ile można? Toteż kupiłam z dziećmi kawałek ciasta w sklepie. Późnym popołudniem G nadal nie czuł smaku i zapachu. Zastanawiające.

Ja mam wizytę u gina. Wszystko dobrze, wynika badań ok. Pytam powtórnie, czy się szczepić. Nie widzi przeszkód.


11 stycznia wtorek

Brak smaku i zapachu trwa. G pracuje w domu, wychodzi wieczorem tylko na rower. Nie przejmujemy się. Ja szczepię się trzecią dawką, tym razem Pfizer (wcześniej Moderna). NIe mam gorączki, tylko ręka mnie boli w miejscu ukłucia. W nocy źle śpię, jakby ciągle coś mnie budziło, chociaż strasznie chce mi się spać i jestem zmęczona. Czuję chwilami irracjonalny lęk. Nie śpię między 1 a 3.30. Gdy przysypiam, mam wrażenie, że ktoś mnie obudził, męski głos, mówiąc "Agnieszka". Otwieram oczy. G śpi, Jadzia też (przyszła do nas w międzyczasie). Zaczynam różaniec. Zasypiam.


12 stycznia środa

Mieliśmy spotkać się z kimś wieczorem, ale brak powonienia i smaku trwa. Stwierdzamy, że nie ma co dalej tego olewać. Umawiam G na test przez formularz. Od momentu umówienia testu jest na kwarantannie. Dla G - jest to pierwszy dzień. Odbieram dzieci z przedszkola, robię większe zakupy, bo a nuż będzie kwarantanna. Ale tak nie całkiem w to wierzę.


13 stycznia czwartek

Wstaliśmy z G jak zwykle o 6.00. On poszedł wziąć prysznic, ja weszłam na jego IKP. Patrzę - o! Wynik! POZYTYWNY! A to ci dopiero niespodzianka. Niby wiedzieliśmy, że to możliwe, bo skąd ta utrata smaku, ale człowiek zawsze ma nadzieję, że wieści będą optymistyczne. G nie ma żadnych objawów oprócz tego. Reszta domowników też. Dziunia jak zwykle trochę pokasłuje, ale bez przekonania i potrzeby lekarza, a B ma gila. Gilka takiego, troszeczkę. Ja mam taki przez cały rok. Dzieci nie idą do szkoły i przedszkola. Umawiam siebie i dziewczyny na test. Wszyscy mamy z automatu kwarantannę. Robimy test o 10.00 rano. Bardzo miłe panie w punkcie pobrań, zero kolejki. Polecam. Ząbki, ul. Tęczowa 18. W ciągu dnia załatwiam wiele spraw : informuję przedszkole, szkołę, odwołuję obiady na stołówce, szczepienie dziewczyn, urodziny koleżanki. Wieczorem mamy wyniki: Basia pozytywny, ja z Marysią negatywny. Marynia i tak ma kwarantannę do 28.01., czyli siedem dni po skończeniu izolacji G. Basia do 22.01. izolację, bo ma pozytywny wynik. Ja teoretycznie nie mam kwarantanny, bo jestem w pełni zaszczepiona i mam negatywny wynik. W międzyczasie dzwonią do mnie i G z Sanepidu, informują o kwarantannach i rekomendują, bym powtórzyła test w poniedziałek, bo za wcześnie zrobiłam. I nie wiem, czy mam tę kwarantannę czy nie. Formalnie nie. Dzieci denerwują się, że nie mogą wyjść z domu, iść na urodziny, zaprosić koleżanki, uczestniczyć w balu karnawałowym w przedszkolu. M i K kłócą się cały dzień o wszystko i ciągle. Basia trochę uczy się sama w pokoju, Jadzia szuka uwagi i rozrywki. W trakcie budowania domku z koców i krzeseł uderza się o coś (nie wiem o co) i ma siniak pod okiem. Wygląda jak ofiara przemocy domowej. Ogarniam, dom, obiad, telefony, wiadomości, sprawdzam internetowe konto pacjenta. Po otrzymaniu wyników informuję rodziców z Basi klasy, że pewnie będzie zdalne i kwarantanna dla dzieci. Już wieczorem dostają info ze szkoły i zalecenie sanepidu, żeby dzieci do 21.01. były na kwarantannie.  

Rodzina i znajomi deklarują chęć pomocy w zakupach czy innych potrzebach. To miłe i pocieszające, że człowiek nie jest zdany tylko na siebie.

Wieczorem jestem zmęczona i sfrustrowana. Mam wszystkiego dosyć. Nie wiem czy mogę wyjść z domu, nie mam gdzie uciec i się schować. To chociaż na chwilę chowam się przed dziećmi do szafy. Odkrywają moją skrytkę i tatuś im tłumaczy, że mama ma załamkę i dajcie jej spokój. Idą spać wcześniej. Ja też. W nocy M wymiotuje, ale nie pamiętam tego. G jej pomógł. Raczej z nadmiaru wrażeń, niż choroby, bo rano nazajutrz nic. Mam dziwne sny, ale przewija się w ich wątek zamknięcia w domu.


14 stycznia piątek

W miarę normalny dzień. Basia zaczęła nauczanie zdalne. Komputer trochę rano się buntował, ale G postawił go do pionu. Mąż pracuje, dzieci ze mną w salonie i kuchni. Mniej nerwowo. Wszyscy czują się dobrze. G mówi, że obiad na pewno jest pyszny. Szkoda, że nie czuje smaku.

Po obiedzie dzieci trochę oglądają bajki, ja przysypiam z J. Później jeżdżą po domu na deskorolkach i rolkach. Wybaczcie sąsiedzi - jeśli to czytacie. Jak nie biegają po dworze, to muszą w domu. Homo ludens.

Sąsiadka odbiera nam paczkę z paczkomatu i zostawia pod drzwiami. Miłe to.


15 stycznia sobota
Grzesiek poświęca ten dzień na malowanie pokoju dzieci. Ja nie robię nic nadzwyczajnego, gotuje obiad. Dzieci bawią się, coś oglądają. Wieczorem zasypiają przy audiobooku, Basia natomiast wpadła w świat Lego ( dostaliśmy wielkie pudło po siostrzeńcu G). W nocy, właściwie nad ranem w niedzielę J zaczyna kasłać, dajemy jej Levopront.

16 stycznia niedziela
Robimy rodzinne śniadanie, wspólna jutrznię z dziećmi, później każdy ma swoje zajęcia lub swoje nicnierobienie.  G przygotowuje obiad, ja cały dzień jestem strasznie senna. Jadzia zaczyna kasłać, inhalujemy ja Ventolinem, dajemy syrop, jest ok. Po południu oglądamy "Epokę lodowcową". Ja przeglądam w  międzyczasie ofert domów, G przysypia. Podwieczorek, dzieci się kąpią. Chcemy wieczorem obejrzeć " Domek na prerii". Jadzia nie spała w ciągu dnia, wiec może da sie wcześniej położyć spać.

17 stycznia poniedziałek
Wstajemy o 6.00, jutrznia, śniadanie o 7.00. Budzimy B, żeby zdążyła zjeść i przygotować się na zajęcia o 8.00. O 10.00 jadę na powtórny test. Gdy wychodzę z domu, zaczyna grzmieć, błyskać się i padać krupa śnieżna. Momentalnie robi się biało i ślisko. Udaje się dojechać i wrócić. Gotuję i sprzątam. Tak przez większość dnia. G pracuje, dzieci się bawią, słuchają audiobooka, B ma lekcje. Po południu G przejmuje salon, ja barykaduję się łóżkiem w pokoju dzieci ( klucz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach). Odpoczywam, piszę tego posta, myślę o różnych sprawach. Czekam na wynik. W IKP nadal nie ma informacji i mojej kwarantannie, ale narazie nie wychodzę.
Około 21.00 mam wynik. Negatywny. Uff.

18 stycznia wtorek
Rano jadę na bazarek po owoce, do apteki i do sklepu. Jak dobrze wyjść z domu, spotkać innych ludzi, pooddychać świeżym powietrzem! Reszta dnia jak co dzień - gotowanie, sprzątanie, dzieci robią to co zwykle,  G pracuje, B ma lekcje zdalne.
Popołudniu dzwoni moja siostra i rozmawiamy dwie godziny. O różnych sprawach. Emilka pracuje w banku i ostatnio zasłyszała rozmowę dwóch klientów czekających w kolejce. Temat szczepień. Brzmiała mniej-więcej tak:
- Ja się już zaszczepiłem trzecią dawką - mówi starszy.
- A ja się nie szczepię. Nikt mnie nie zmusi. Choćby nie wiem co, to się nie zaszczepię - mówi młodszy.
- Tak. Moi sąsiedzi też tak mówili. Najpierw umarł ojciec, po nim matka, a na końcu ich syn. Teraz dom stoi pusty.
Młodszy nic już na to nie powiedział.

19 stycznia środa
Kolejny dzień naszej pełnej obecności w domu. Po obiedzie dzieci oglądają bajkę u Basi w pokoju, ja i Jadzia przysypiamy w salonie. Wieczorem G dokończył malowanie pokoju maluchów. Dzieci urządziły sobie zawody w salonie. Dyscypliny wszelakie: czołganie, skakanie na jednej nodze, chodzenie jak krab, pajacyki itd. Jadzia uwielbia, gdy wszyscy są w domu i Basia organizuje im zabawę. Widzę, z jakim podziwem patrzy na starsze rodzeństwo. 
- Mama! Tsi!
- Dobrze. Uwaga: jeden, dwa, trzy! Start! 
I Jadzia rusza za nimi.  

Szczęście jest proste. 

20 stycznia czwartek

- Krzysiu, chcesz małą czy dużą porcję?
- Poproszę idealną. 
*
- Synku, jaką chcesz zupę?  Gęstą czy rzadką?
- Co?
- Chcesz, żeby w Twojej zupie było więcej warzyw czy wody?
- Więcej owoców.
*
- Mamo, czy w rozpuszczalnej witaminie C jest dużo witamin?

21 stycznia piątek
Ostatni dzień izolacji G. Wcześniej nic nie mówił, ale zaczął już bardzo tęsknić za wyjściem z domu na rower. Lub po cokolwiek innego.
Ja rano byłam na bazarku, wiec zaspokoiłam swoje potrzeby społeczne. I potrzebę wyjścia 😉 Marysia prawie codziennie ma mały kryzys, płacze, ze chce do przedszkola. I pyta, kiedy zrobimy jej ponownie test.
Dzwoniła do nas nasza pediatra w sprawie izolacji Basi. Nie przedłużyła, bo B nie ma objawów. Przy okazji porozmawiałyśmy o szczepieniach dzieci. Utwierdziła mnie w przekonaniu, ze lepiej szczepić niż nie szczepić. I siebie, i dzieci. 
Wieczorem zaczęliśmy oglądać z G " Hobbita", ale usnęłam po 30 minutach. Tak to jest, jak się zaczyna o 22.00...

22 stycznia sobota
G nareszcie mógł wyjść. Pojechał po farby do marketu budowlanego, złapał trochę świeżego powietrza 🙂 Malował dziś trochę salon i sufity. 
Na naszym osiedlu chodził dziś po kolędzie nasz ksiądz ( wikary). Niestety ze względu na kwarantannę dzieci nie mogliśmy go przyjąć, ale obiecał przyjść kiedy indziej i udzielił nam błogosławieństwa.  
Doczytałam się dziś na przedszkolnym fb, że grupa Krzysia jest na kwarantannie, więc nawet jeśli będzie miał w poniedziałek negatywny wynik, to i tak nie będzie chodził do przedszkola.  Ale na podwórku będzie mógł poszaleć, a w Polsce zima przyzwoita.

23 stycznia niedziela
Trochę normalniejsza niedziela (w porównaniu z ta sprzed tygodnia). G poszedł do kościoła na 9.00. Cały w skowronkach. Po 10.00 zrobiliśmy z dziećmi laudesy. Ja i B poszłyśmy na 12.15 na mszę dla dzieci przygotowujących się do komunii. Po powrocie B poszła uzupełniać braki życia towarzyskiego do swojej najlepszej kumpeli. My zjedliśmy obiad i obejrzeliśmy z maluchami "Epokę lodowcową 2". Mimo naszych starań Marysia już kolejny dzień miała kryzys. Miałą dosyć siedzenia w domu, braku kontaktu z innymi dziećmi. Wieczorem umówiłam  ją, Krzysia i Jadzię na test. 

24 stycznia poniedziałek
Basia poszła do szkoły, a G pojechał z dzieciakami na test. Ponoć najgorzej protestowała Dziunia, bo co to za przyjemność, gdy ktoś nam grzebie patyczkiem w nosie. Przed południem robiłam z dziećmi ciasteczka. Bogiem a prawdą - trochę mi się nie chciało, bo gotowanie z nimi oznacza kłótnie o miejsce przy blacie, przepychanki i mega bałagan. Ale żal mi było tych robaczków, więc zagniotłyśmy z Dziunią kruche ciasto i powstały bardzo pyszne ciasteczka.






Po południu były nielimitowane bajki. Trochę się bałam, że jeśli M wyjdzie pozytywny wynik, to nie dość , że nie będzie skrócenia kwarantanny (pierwotnie do 29.01), ale wlepią jej izolację do 4 lutego. To byłaby porażka. Na szczęście wszystkie trzy wyniki okazały się negatywne! Juuuuhuuu! Wolność! Do przedszkola i tak nie wrócą w tym tygodniu, bo obie grupy są na kwarantannie, ale na dwór możemy wyjść. Jak dobrze. Marysia chodzi po domu i śpiewa: Niech żyje wolność! Wolność i swoboda! ;P
Skąd ona zna takie hity?
I jeszcze jedna dobra wiadomość: G chyba wraca trochę smak i węch. 

 

 


***

CZARNO-BIAŁE KRUCHE CIASTECZKA

600 g mąki pszennej

300 g masła 

250 g cukru

cukier waniliowy lub inny (u nas kokosowy)

1 łyżeczka proszku do pieczenia

2 jajka całe 

1 żółtko

szczypta soli

2 łyżki kakao (dodane do połowy ciasta)


Z podanych składników zagnietliśmy ciasto. Do połowy dodałam kakao i gniotłam , aż się ładnie wmieszało. Schłodziłam w lodówce  około 20-30 minut. Tu nastąpiła radosna twórczość, ale ciasteczka miały mniej-więcej taką samą wielkość i około 0,5 cm grubości. Piekłam 20 minut w 180" C góra-dół bez termoobiegu. 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz