środa, 22 lutego 2017

Sekrety leniwych

Mam nie więcej, niż 20-30 minut, więc muszę się streszczać (co jest wbrew mojej naturze).

Kiedyś moja przyjaciółka, która jest wierzącą osobą (a przynajmniej się stara) zapytała mnie, jakie słowo wybrałabym na obrazek prymicyjny, gdybym miała święcenia (dzięki Bogu kobiety nie mogą być kapłanami). Takie czysto teoretyczne rozważania. Nie pamiętam, co jej wtedy odpowiedziałam, albowiem byłam neofitą i miałam małe doświadczenie słuchania Słowa. Ostatnio dopadły mnie podobne rozważania.
Bo - nie wiem, czy dobrze myślę - wydaje mi się, że jak ksiądz zostaje biskupem, to wtedy zaczyna mieć herb biskupi (?) i zawołanie. Ja z całą pewnością na moje życiowe zawołanie wzięłabym zdanie: " Nie chce mi się!" ;)
Nie wiem, czy w Biblii jest takie zdanie, ale do nie pasuje jak raz.
Poziom mego lenistwa jakby wcale nie maleje, a wręcz wzrasta z upływem lat. A jak się jeszcze jest w ciąży, to jest alibi do nicnierobienia. Oczywiście bycie mamą wymusza na mnie żywienie drobiazgu i zmianę pieluch. I odgarnianie różnych rzeczy z podłogi i takie tam. Ale nic mi się nie chce. W takich momentach (czyli prawie cały czas) przypominam sobie złote słowa prof. Leszczyńskiego: "Jestem leniwy. Dlatego jak mam coś do zrobienia, to robię to od razu, bo później na pewno tego nie zrobię."

Co się jeszcze tyczy leniwych, a konkretnie klusków leniwych (pierogów - różna nomenklatura), to dokonałam ostatnio pewnego odkrycia. Bo mus jest się przyznać, że moje kluski leniwe zawsze wychodzą strasznie twarde, a nie jak u mojej babci - kluskowego mistrza - mięciutkie i przepyszne. Myślałam, że to z powodu za małej ilości sera i za dużej ilości mąki. Aż ostatnio mnie oświeciło, że winne są białka! Przecież pamiętam z dzieciństwa, że moja mama gniotąc w niedzielę rano kluski (makaron) do rosołu zawsze powtarzała mi, żeby dodawać same żółtka, bo z białkiem będą twarde! W piątek sprawdzę.

Idąc dalej drogą skojarzeń przypomniała mi się anegdotka ze studiów. Koleżanka z roku, Mira (pozdrawiam, jeśli tu czasem zaglądasz) mieszkała w akademiku. Jej współlokatorka z pokoju  pracowała w supermarkecie. Gdy kończyła się data ważności jakiegoś produktu - koleżanka mogła zabrać to do domu. Kiedyś przyniosła kopytka. Zagrzały je i spróbowały, ale były już tak kwaśne, że nie dało się ich jeść. Zostawiły na stole w pokoju. Przyszedł kolega, usiadł i zaczął je zajadać ze smakiem. Im oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia , a on na to:
- No co? Pyszne kluski leniwe.



***

Jakiś czas temu pisałam o spa dla czajnika. Ostatnio znów zrobiłam mu kurację, ale tym razem mam zdjęcia. Nie udało mi się go doczyścić całkowicie, bo nie miałam porządnego druciaka, ale efekt i tak jest zadowalający .





Być może kogoś z czytelników ogarnęło przerażenie, jak można pisać o takich bzdurach jak czajnik. Można. Samo życie. Czajnik poleca gotowanie w wodzie z sodą (ja wsypałam pół opakowania) i czyszczenie.

***
Zbliża się wiosna i ogarniają mnie ciągotki ogrodnicze. Postanowiłyśmy z Basią poeksperymentować. Zebrałyśmy owoce z dzikiej róży, wydłubałyśmy nasiona. Kilka dni pomoczyłam je w wodzie i wysiałyśmy w zeszłym tygodniu. Podobno bardzo ważne jest, aby przeszły proces stratyfikacji (chłodzenia). Były na zewnątrz do momentu zebrania, więc może wystarczy. Posiałyśmy i stoją na parapecie w sypialni. Zobaczymy czy coś wzejdzie. Pozostało mi jeszcze trochę owoców, więc wysieję jeszcze i wystawię na dwór. Niektórzy trzymają nasiona wymieszane z wilgotna ziemią w lodówce (w torebce foliowej, która raz na tydzień wietrzą). Podobną  wschodzą.
Prawdziwi ogrodnicy złapaliby się za głowę, że kto uprawia róże z nasion. Przecież wiadomo, że nie powtarzają wtedy cech rośliny matecznej (jak w metodach wegetatywnych). O co z tego? Żałuję, że nie mam owoców i nasion innych róż. Może w tym roku, jeśli moje róże przezimowały dobrze, nie będę obrywać wszystkich przekwitłych kwiatów i zostawię sobie coś na owoce. Uwielbiam ogrodnictwo.




***

Ostatnia sprawa.
Gorąco polecam książkę Wiktora Frankla "Człowiek w poszukiwaniu sensu".
Słyszałam już kilka razy o Franklu i jego logoterapii. Grzesiek ostatnio ją zamówił i wsiąkłam. Jeszcze nie skończyłam, jestem w połowie, ale chylę czoła.
Frankl mówi, że stan fizyczny, psychiczny, wychowanie itd. warunkują kondycję człowieka, ale nie determinują jego wyborów, bo człowiek w każdej życiowej sytuacji może wybierać między dobrem a złem. Zawsze ma wewnętrzną wolność, nawet w sytuacji granicznej - jakim był obóz koncentracyjny, w którym autor się znalazł. 
Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz