środa, 8 lutego 2017

Nie parkuj pod szpitalem

Marynujemy się w domu. Wypuścili nas ze szpitala w czwartek, przykazując, aby kilka dni posiedzieć w domu, a później zacząć wychodzić na krótkie spacery. Tylko jak tu wyjść, gdy na dworze -9"C i pada ciągle śnieg? Marynia jest już w dobrej formie, tylko kaszle okropecznie, ale to podobno dobrze, bo płuca jej się oczyszczają.

W szpitalu złapaliśmy oczywiście rota wirusa, który kosił tam wszystkich po kolei - dzieci i rodziców. Ja już zaliczyłam kilka jelitówek, więc u mnie przeszło niemal bez śladu. Maryś gorzej, bo dobę gorączkowała, jedną noc trzymałam ją nad umywalką i druga stroną też leciało... Ale już się pozbierała. Szczęście w nieszczęściu, że chociaż złapała to dziadostwo przez szpital, to już będąc tam miała dobrą opiekę, dostała kroplówki, więc nie odwodniła się i jest ok. Pierwsze koty za płoty.

Rota nie pominął oczywiście mojego męża, później Basi i dziadków, którzy nam pomagali w tym czasie. Nie puściłam B do przedszkola już w zeszłym tygodniu, bo lekarz prosił, by unikać zbiorowisk dzieci. U nas zawsze choroby przynosi B z przedszkola, więc zrobiliśmy jej ferie. Ale i tak od wczoraj ma gila i kaszel (zaraziła się od Maryśki?).

Teraz ważna wiadomość. UWAGA!!!
Jeżeli pojedziesz kiedykolwiek do szpitala na Niekłańskiej, uważaj gdzie parkujesz! Bo tam jest zakaz zatrzymywania się. Nie wiem, czy ktokolwiek wie gdzie jest ukryty. Przyjeżdża Straż miejska, robi Ci zdjęcie, ale nie zostawia mandaciku za wycieraczką. O nie! Bo na drugi dzień też staniesz w tym szpalerze samochodów. I też zrobią Ci zdjęcie. Za kilka dni przyślą Ci mandacik na 100zł. A później kolejny. My narazie dostaliśmy dwa. Boje się pomyśleć, ile razy G tam parkował...
I to jest chamstwo. Bo jak by nam pierwszego dnia wlepili ten mandat, to nazajutrz już byśmy tam nie stanęli. Ale nie! Bo o to chodzi, żeby stanąć (razem z wieloma innymi samochodami). I lecą stówki do budżetu miasta.

Wczoraj miałam dzień roszczeń. Listonosz dostarczył mi cztery koperty i w każdej ktoś chciał od nas pieniędzy. Ucieszyłam się tylko z rachunku z gazowni, bo obawialiśmy się dopłaty około 600-800 zł, a mamy tylko 230zł.


***

Myślę od kilku dni o Tobie Kasiu, co siedzisz w Boliwii. Bo słyszałaś na pewno o zamordowanej  tam ostatnio Helenie Kmieć, też świeckiej misjonarce. Co czuli Twoi rodzice, gdy dowiedzieli się, że ona zginęła? Myślałam, że jedyne, co Ci tam grozi, to choroba tropikalna albo "wypalenie zawodowe".
Uważaj na siebie.

2 komentarze:

  1. Agnieszko, na Niekłańską jak się jedziecie trzeba nastawić się na rota. Oni nie izoluja dzieci z rorat i tam jest syf. Ile razy moja koleżanka była z dziecię ns oddechowe tyle razy był rotawirus w pakiecie. Jak Ty się czujesz? My też gnijemy w domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Choroby i wypalenia nie takie straszne, moi rodzice przyzwyczaili się już że pracuję w takim miejscu a nie innym... Niestety rodzice Heli nie mieli czasu przywyknąć, zabito ją ledwo 2 tygodnie po przyjeździe. Na pewno potrzebują teraz modlitwy, więc... do roboty Supełkowa drużyno!!! Ściskam was mocno i pamiętam o Was!

    OdpowiedzUsuń