poniedziałek, 21 października 2019

Dla spragnionych newsów

Mamy 36+4
Termin mam na 14-17 listopada, zależy jak liczyć.



Zmobilizowana przez Twego Kaśko maila postanowiłam napisać kilka słów co tam u nas słychać.
W zasadzie nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Wrzesień minął nam bez większych chorób, to w końcu w październiku nas dopadły. Nie jakieś straszne, ale ewidentnie wirus, bo zaczęło się od Marysi, która słabo znosi infekcje i musiała w końcu sięgnąć po antybiotyk, gdy zaczęło jej trzeszczeć w oskrzelach i kasłała do odruchu wymiotnego. Po kilku dniach Krzyś, ale jego sami wyciągamy inhalacjami i syropkiem. Basia trochę też i nawet w akcie desperacji napiła się syropu z cebuli. Ale tylko raz mi się udało ją namówić. Ja od miesiąca przechodzę z jednego kataru w drugi, a od kilku dni mam wredny kaszel, ale już "produktywny" czy jako to tam nazywają lekarze. Nawet nasz niechorujący tatuś pokasłuje - więc wirus wredny musi być. Trochę nam to rodzinne chorowanie pokrzyżowało plany, bo wybieraliśmy się w niedzielę do Cieńszy. Chcieliśmy pojechać na grób Michała i inne groby, spotkać się z rodziną i wstąpić do Emilki i Jacka, którzy w ten weekend przeprowadzili się do swojego domu, z powodu czego im serdecznie gratulujemy i okropnie się cieszymy, bo od 5 lat mieszkamy na swoim i wiemy, jakie to miłe doświadczenie. Zrezygnowaliśmy z wyjazdu na wieś, żeby nie zarażać moich bratanków i siostrzenicy. Koniec końców nasze dzieci były w niedzielę w całkiem dobrej formie i spotkaliśmy się ze znajomymi w Warszawie. Mam nadzieję, że nie zaraziliśmy obecnych na spotkaniu dzieci, a było ich trochę.
Specjalnie na to spotkanie dzieci miały przygotować coś na temat swojego patrona. Basia narysowała komiks.



Znawcy docenią z pewnością kunszt. I te złe brwi ojca! Słowo honoru, że jej nie uczyłam , jak przedstawić zdenerwowanego ojca św. Barbary i nie nawiązywałam do niczyich prac młodzieńczych ;P Byłam na porannej mszy, gdy komiks powstawał. To jest pewien fenomen, że dzieci na całym świecie robią pewne rzeczy tak samo i wymyślają to samo. Jak z grą w chowanego. Tak samo ze złymi brwiami ;D

W sobotę byliśmy na działce. Pogoda była przepiękna, 20 stopni w październiku. Zaczynam wierzyć w ocieplenie klimatu. Dzieci hasały po działce, wchodziły na drzewa i robiły wszystko to co normalne dzieci powinny robić. Na koniec były głodne, brudne i zmęczone, ale zadowolone. Grzesiek  ze swoim tatą pracowali w domku, a ja operowałam powoli i nieśpiesznie sekatorem za domkiem. Bardzo szybko mi się zapełnił drugi już kompostownik, ale wygląda to już lepiej, niż w momencie, gdy przejmowaliśmy działkę. Oczywiście jesienią przyroda się zmienia, ale nasz skromny wkład pracy też juz trochę widać. Dla porównania -  było tak:



A jest tak:





Jeśli chodzi o przygotowania do porodu, to oprałam i uprasowałam juz potrzebne rzeczy, nakupiłam pieluch , podkładów poporodowych i innych takich wynalazków, ale jakoś nie chce mi się spakować, chociaż już powinnam. Nie zdecydowałam jeszcze, czy jechać na zdjęcie szwu przed czy po 1 listopada. Ale raczej przed. Bo ze względu na cukrzycę ciążową i nadmiar wiedzy okołoporodowej jestem gorzej zeschizowana niż w poprzednich ciążach. I wolę urodzić przed terminem. W czwartek będziemy mieć 37 tygodni, więc wcześniactwo już nam nie grozi. A wszyscy dobrze wiemy, że "przeterminowana" ciąża to nic pożytecznego.

Nie wiem, czy uda mi się napisać jeszcze coś przed porodem, bo chociaż wiele razy chcę, to " nie mogę i zarobiona jestem". Oszczędzający tryb życia już porzuciłam na rzecz trybu " zrób co się da przed porodem, bo później będzie ci trudniej, a poza tym masz zaległości".
Postaram się możliwie szybko dać znać, gdy się z królewną Jadwinią rozpakujemy.
Niezmiennie boję się porodu, więc wierzących proszę o modlitwę, żeby dobrze poszło.
Niewierzących proszę o trzymanie kciuków i wiarę w to, że wariaci mają szczęście, a do takich się z pewnością zaliczamy.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz