sobota, 5 października 2019

Stany przedporodowe

Mamy 34+2
Pozostało... kto to może wiedzieć?



    Justyna Walczak, matka dziesięciorga dzieci, twierdzi, że na początku ciąży czas jej się dłuży, w drugim trymestrze przyspiesza by na sam koniec znów zwolnić niemiłosiernie. Moje doświadczenia w tej ciąży są odwrotne. Początek był ok, drugi trymestr, w którym bardzo się bałam, żeby donosić do bezpiecznego momentu trochę mi się dłużył, a teraz, po 34 t.c.. znów galopuje. Niby dobrze, ale jakoś nie czuję się przygotowana na wielkie zmiany. Ubrania Jadzi leżą oprane w koszu i czekają na prasowanie, a ja jakoś nie mogę się zmobilizować. Nie spakowałam jeszcze torby do szpitala, a już powinnam. Zmieniliśmy łóżko ze 160 cm na 140 cm, dzięki czemu upchniemy w małym pokoiku łóżeczko i nie będziemy musieli spać na kanapie. Przynajmniej narazie.

Żaliłam się wczoraj znajomej, która niedawno urodziła czwarte dziecko (więc ma świeże doświadczenia w tej dziedzinie), że moja głowa jest pełna lęków o dziecko, o poród, o możliwe komplikacje, o to jak będziemy funkcjonować po porodzie itd. Skwitowała to krótko : "Czyli przeżywasz normalne emocje przed porodem". Zapewne. Bo to wcale nie jest tak, że jak masz rodzić czwarty raz, to już wszystko wiesz, umiesz i świetnie ogarniesz sytuację. NIE. NIE. NIE.
Gdy masz urodzić czwarte dziecko wiesz dużo więcej o porodzie niż za pierwszym razem, znasz zagrożenia, ryzyko, wiesz jaki to ból. Twoje ciało jest inne niż przy pierwszym porodzie. NIby " szlak przetarty" , ale i bardziej... hm... jak to powiedzieć.... sfatygowany? :)
Nie wiesz jak to jest mieć w domu noworodka, dwulatka, czteroletniego przedszkolaka i siedmiolatkę, którą trzeba dostarczyć codziennie do szkoły.
Wiesz, że laktacja i karmienie dziecka piersią oprócz oczywistych korzyści niesie ze sobą też różne trudności.
Wiesz, że jesteś słabym człowiekiem, niecierpliwym, często nabuzowanym, uprzedzonym do różnych osób i postaw, który musi podjąć wiele nowych i trudnych zadań. Wiesz, że możesz prosić o pomoc, ale jesteś pyszałkiem i nie lubisz tego robić, bo chciałabyś udowodnić całemu światu, że dasz radę, udźwigniesz, że nie jesteś ze swoimi dziećmi obciążeniem dla nikogo.

Krótko mówiąc: boję się.

Czytasz to wszystko miły Czytelniku i zastanawiasz się: to po cholerę decydowaliście się na kolejne dziecko? Mało masz pracy i rozrywki z trójką?

Odpowiadam: po miłość.

Jeśli mam to wszystko udźwignąć sama, swoimi siłami, to rzeczywiście jestem w czarnej... dziurze. Ale podejmując tę decyzję, po pierwsze - podjęliśmy ją razem z Grześkiem. Bo to nasze wspólne dzieci i wspólna praca, a nie tylko moja. Po drugie - i najważniejsze. Nie podjęłabym tej decyzji, tak szczerze i w wolności, gdyby prawie rok temu nie dotarło do mnie, że Bóg naprawdę troszczy się o moje życie. Że On sam załatwia różne sprawy, organizuje, zabiega, dźwiga ciężary.
Prosty przykład: mam drugi trymestr ciąży, pojawiają się skurcze, muszę mieć pomoc opiekunki przy dzieciach. Jesteśmy umówione, ale w ostatniej chwili z przyczyn niezależnych od żadnej z nas ona nie może dojechać. Załamka? Ale pięć minut przed tym, jak mi to napisała, dostałam smsa od znajomej, że jej córka przyjechała z wakacji i szuka pracy jako opiekunka i chętnie pomoże w każdej chwili. Odpowiedź jeszcze przed pytaniem.
Inny przykład. Finansowo jesteśmy na granicy. Myślę sobie rano: Boże , pomóż mi dobrze gospodarować tym co mamy, żeby wystarczyło do końca miesiąca. W południe G informuje mnie, że dostał w pracy bardzo solidną podwyżkę.
Mówisz - i masz.

Jak to napisał któryś z ewangelistów, Pan Jezus dokonał tych znaków i jeszcze wielu innych, ale już ich nie spisano, bo wszystkie księgi świata by ich nie pomieściły.

Różne sprawy "same" się układają.

Mam nadzieję, że szczęśliwie urodzę zdrową i piękną Jadwigę. Że sama wyjdę z tego porodu cała. Że dojdę do siebie i będzie wszytko ok. Że będę mogła ją normalnie karmić, bez alergii, diet eliminacyjnych i wściekłych kolek. I że nikt mi się do mojego karmienia nie będzie wtrącał ze swoimi głupimi teoriami (mądrych chętnie posłucham). Że dzieci nie będą chore non stop, tylko tak trochę , od czasu do czasu. Że - jak to napisał św. Paweł - będziemy wieść żywot cichy i spokojny ;)

Cóż mi zatem pozostaje? Chyba tylko nie poddawać się emocjom i wziąć się w końcu za to prasowanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz