środa, 29 lipca 2020

Długodystansowiec

Nie lubię marnować jedzenia. Dlatego, kiedy jestem głodna, otwieram lodówkę i patrzę w pierwszej kolejności na to, co już bardzo prosi o bycie zjedzonym. Oprócz tego wstrząsam swoimi wewnętrznymi pokładami kreatywności kulinarnej i czasem wychodzą pyszne rzeczy. Dwa tygodnie temu byliśmy u moich rodziców. Moja mama pracuje w sklepie spożywczym. Gdy jakiemuś produktowi kończy się data ważności, pracownicy mogą zabrać go do domu. Dzięki temu nie marnuje się jedzenie, bo to co zdatne - można zjeść. A jak coś podejrzane (ale nie zepsute ani zapleśniałe!)  - mogą zjeść kury, roślinne produkty - można wrzucić na kompost. 
Dostałam właśnie podczas tej niedawnej wizyty chyba z kilogram krojonego żółtego sera. Był jeszcze naprawdę dobry, więc go spożytkowaliśmy, na przykład na pizzę z warzywami. Podsmażyłam wcześniej cebulę, paprykę, cukinię, przyprawiłam solą, pieprzem, bazylią, tymiankiem i ostrą papryka i wyszło coś wspaniałego. Do tego ser feta. Cóż, to nie była pizza... lecz cudowność jakaś.



Przed i po upieczeniu. Mniam.

***

Ostatnio jakoś mocno dociera do mnie, że wszystkie ważne, wartościowe sprawy w życiu, wymagają czasu. I nie chodzi mi tylko o to, że trzeba im poświęcić czas, ale że trzeba wiele razy CZEKAĆ na owoce swoich działań, na osiągnięcie tego, czego się pragnie. Poczynając od tak banalnych spraw, jak przygotowanie smacznego jedzenia, upieczenie dobrego chleba, przez ogrodnictwo, gdzie sadzisz, przygotowujesz miejsce, siejesz i ciągle czekasz. I musisz się zgodzić na to czekanie. Dalej dzieci - gdy się pojawiają w moim brzuchu, to wiem, że czeka  mnie 40 tygodni zmagań o ich szczęśliwe narodziny, później miesiące troskliwej opieki, ale kiedy nie oglądam się wstecz, ani nie czekam na abstrakcyjne "kiedyś", tylko żyję TERAZ, to ten czas mija nie wiadomo kiedy i już moje maleństwo zaczyna pełzać, wstawać , siadać, wcina zupy i śmieje się do rozpuku, gdy starsze rodzeństwo się wygłupia.  I dalej - każdy człowiek jest w drodze. Nigdy nie jest "skończony", ciągle, niewidocznie dzieją się w nim różne przemiany i zmienia się nie wiadomo kiedy. Dlatego nie warto mówić "on zawsze, ona nigdy, wiesz jaki on jest, on jest taki i już się nie zmieni", bo to nieprawda. Widzę swoje różne zmagania, kolejne porażki ale i małe zwycięstwa i jest mi bardzo przykro, gdy ktoś widzi tylko te moje upadki i mówi, że taka byłam, jestem i będę. Ręce wtedy opadają. 
Praca na działce pomaga nam porzucać tę mentalność klienta supermarketu: chcę -biorę - mam. Jest tam dużo rzeczy do zrobienie, potrzeba nakładów finansowych. A my mamy małe dzieci, mało czasu i zero oszczędności, które wydaliśmy na zakup działki i ogrodzenie jej. Dlatego włączam tryb: czekaj cierpliwie i rób to co możesz. Metoda małych kroków. 





***

Pomidory rosną i zaczynaja nawet dojrzewać trochę. I powojnik Hanna zakwitł kilkoma kwiatami. Lato.
Jeszcze niedawno (31 maja) sadzonki były małe, teraz zaczynaja owocować.




 





 

I rozsada poziomek (na które jeszcze nie mam przygotowanego miejsca).


***
- Nie wiem czy powinnam to mówić...
- Powiedz Marysiu.
- Niech cię Bóg błogosławi tato.
- Ciebie też.
- Ale ciebie bardziej.





 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz