poniedziałek, 11 stycznia 2016

Dwoje jedynaków

Zapewne nie zdążę napisać tego posta dzisiaj, więc może jutro go puszczę w świat. Jeśli nie zapomnę, o czym miał być ;)

Zacznę może od anegdotki. Jako panna i młoda mężatka brałam kilka razy (chyba z siedem, już straciłam rachubę) udział w Przystanku Jezus. Jest to mówiąc w wielkim skrócie ewangelizacja na Przystanku Woodstock. Ostatni raz na PJ byliśmy  razem z Grześkiem, już jako młode małżeństwo, w 2011 roku. Któregoś wieczoru, gdy wracaliśmy we dwoje z woodstockowego pola, spotkaliśmy chłopaka, który chciał się dostać do Kostrzyna, ale nie bardzo orientował się w terenie. Miał chyba szesnaście lat. Nie pamiętam niestety jego imienia. Ponieważ szliśmy do miasta (pole namiotowe PJ jest przy kościele), zaproponowaliśmy, aby poszedł z nami. Tak wywiązała się między nami rozmowa, w trakcie której powiedział nam, że pokłócił się ze swoją dziewczyną, bo ona też chciała jechać na Woodstock, a on uważał, że to nie jest miejsce odpowiednie dla niej.
- A dla ciebie jest odpowiednie? - zaprotestowałam w akcie kobiecej solidarności. Nie pamiętam, co dokładnie odpowiedział, ale był głęboko przekonany, że ma rację. A jego dziewczyna nic nie rozumie, że po co miałaby tu przyjeżdżać i coś tam jeszcze. Naprawdę nie pamiętam już tej rozmowy, ale dobrze zapamiętałam to, co ją zakończyło. Otóż po trwającej już ileś szermierce słownej między mną a tym chłopakiem, Grzesiek powiedział w końcu:
- Słuchaj, tego dziewczynom się nie da wytłumaczyć. Bo widzisz, KOBIETY MAJĄ INNĄ KUMACJĘ.

Cóż zrobić, rację trzeba przyznać. Ksiądz Ryszard, posługujący w naszej wspólnocie , też kiedyś dyskutował z jakąś kobietą i powiedział jej, że logika jest tylko jedna i jest po jego stronie. Ale po latach stwierdza, że oprócz logiki, istnieje jeszcze logika kobieca.

Czemu o tym napisałam? Bo ostatnio doświadczam tej mojej kobiecej logiki, a może to moja agnieszkowa logika. Otóż "planując" naszą rodzinę podjęliśmy decyzję, że chcielibyśmy mieć tyle dzieci, ile będziemy w stanie przyjąć. Na pewno nie chcielibyśmy poprzestać na jedynaku, bo wiadomo, że z jedynaka , to ni pies, ni sabaka ;) Teraz wszyscy rodzice jedynaków i sami jedynacy poczuli się urażeni. Spokojnie, spokojnie. Jasne, że nie każdy może mieć siedmioro dzieci (my chyba też nie) i  jedno dziecko to ogromne, długo wyczekiwane szczęście. Bo każde dziecko to szczęście. Nam bardziej chodziło o poprzestawaniu na jednym dziecku, nie z powodów zdrowotnych i czy innych obiektywnych przeszkód, ale żeby zapewnić dziecku maximum dostatku materialnego, "żeby miał wszystko". Nie będzie miał wszystkiego, bo nie będzie miał rodzeństwa. Każdy żyje jak chce i tak jest dobrze. Ale skądś się biorą te trendy, że model rodziny to już nie jest nawet "2+2", ale coraz częściej "2+1" albo "2+pies/kot".
Wracając do meritum. Nie stawiając zapory nowemu życiu myśleliśmy o tym, że to (między innymi) dobrze dla Basi, żeby miała rodzeństwo. Bo to normalne środowisko do budowania relacji, do nauki życia społecznego. Żeby nie myślała, że jest pępkiem świata i wszystko kręci się wokół niej. Na pewno wielu  mądrych rodziców wychowuje swoje jedynaki tak, by nie uległy tej iluzji, ale brat/siostra zawsze chętnie i konkretnie nastawia na właściwe tory. Ja mam starszą siostrę i dwóch młodszych braci. Teraz jesteśmy już wszyscy dorośli, ale w dzieciństwie nie raz staczaliśmy krwawe boje, gdy ktoś zaczynał cwaniakować. Gdy mama kupowała nam jakieś słodycze, to oczywiste było, że dzielimy na czworo.  Z podziałem obowiązków bywało już różnie, bo to zależało od rodziców i babci, niestety nie mogliśmy tu sobie sami wymierzać sprawiedliwości... Nieważne.
Basia ma zatem siostrę. Nasza uwaga nie jest skupiona już tylko na niej. Musimy dzielić swój czas, siły i cierpliwość. I bardzo dobrze. O to przecież chodziło.
Tylko tu pojawia się dziwność polegająca na tym, że doznaję chwilami poczucia winy. Że nie poświęcam Basi tyle czasu, uwagi itd. co wcześniej. A jak Grzesiek nosi płaczącą Mary, a ja czytam Basi, to mam wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się moim maleńkim dzieckiem. I tak w kółko.
Justyna W. powiedziała mi kiedyś, że przy dwójce dzieci obydwoje chcesz wychowywać jak jedynaków i doznajesz rozdarcia. Doświadczam tego właśnie. To jest ta kobieca logika. Że chcę, aby moje dzieci musiały się mną dzielić między sobą, a gdy to już się dzieje, to odczuwam dyskomfort.
Chyba potrzebuję jeszcze trochę czasu na pogodzenie się z tym, że nie wypełnię swojej wizji idealnego rodzicielstwa. Że nie jestem matką jaką myślałam , że będę. I w ogóle coraz mniej rozumiem i ogarniam to wszystko.

Jednakowoż sama opieka nad Marysią jest mniej stresująca, niż nad Baśką w wieku noworodkowym. Przy pierwszym dziecku człowiek ciągle się zastanawia, czy żyje (bo się tak nie rusza śpiąc), czy zdrowe, o co chodzi czemu płacze. Przy drugim łatwiej. I taniej, bo wszystkie rzeczy masz już po pierwszym. Zatem polecam drugie dziecko ;D

Kolki niestety nadal mamy. Trochę pomogła nam dieta bezmleczna i bezjajeczna plus Espumisan i Bio-Gaia (probiotyki). To ostatnie jest drogie i śmierdzi podejrzanie, ale mam wrażenie, że jest ciut lepiej. Polecam. Na pewno nie zaszkodzi.

Wczoraj skończyłam trzydzieści lat. Piękny wiek ;) Myślę o tym, co się zmieniło w moim życiu przez ostatnie 10 lat, gdzie byłam i co robiłam w dwudzieste urodziny. Zmieniło się... wszystko. I ja się dużo zmieniłam. Siebie samą głupio oceniać, ale patrząc na to co na zewnątrz mnie - to wszystko zmieniło się na lepsze. I mój stosunek do wielu spraw i osób też zmienił się na lepsze.

Kończę, czas spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz