sobota, 19 listopada 2016

Malynka

Po pierwsze: nie pisuję, bo czasu nie mam. A jak mam, to nie chce mi się na tym maliniaku.
Bo mus jest powiedzieć, że laptop znów ma focha (starczego). Grzesiek kupił ostatnio taką mydelniczkę z dziurami w kształcie maliny, mówi że to komputer jest i mogę sobie z niego korzystać. Ale on się wiesza. Mydelniczka oczywiście, nie Grzesiek. A taki miał być super (komputer, bo G jest bardzo super).


..........................................................................................................................................................

Po drugie: Gniew mnie ogarnia słuchając ludzi, którzy prześladują rodziny wielodzietne. I w ogóle wszystkich, którzy dokuczają innym za to, że tamci będą mieli albo mają (kolejne) dziecko. Strzeż się więc, zanim palniesz przy mnie, że ktoś ma TROJE dzieci jedno po drugim, więc coś z nim jest chyba nie tak. Albo, że ktoś jest dzieciorobem.  Jak komuś się nie mieści w głowie, że można chcieć mieć dzieci i być szczęśliwym i się w tym realizować, to może powinien coś zrobić ze swoją głową. Może trochę  chamskie jest to co napisałam, ale bardziej chamskie jest GŁUPIE KOMENTOWANIE cudzej dzietności.
Wiem, że gniew nic nie rozwiązuje, więc biorę trzy głębokie oddechy.
Czytałam kiedyś felieton Agaty Puścikowskiej o wzajemnych  osądach między wielodzietnymi a małodzietnymi. Jedni, że tamci to egoiści, skoro mają tylko jedno dziecko. A oni po prostu nie mogli mieć więcej. A tamci, że te dzieci w pogniecionych ubraniach i jak można żyć "na takim poziomie". A oni szczęśliwi. Autorka felietonu zachęcała do wzajemnego otwarcia i wysłuchania. Ale pod tekstem wszczęła się dyskusja, w której znów ktoś, że naprawdę jednodzietni to egoiści, bo czemu nie mają więcej. A ktoś inny, że zna takich, co mają gromadę dzieci, a ktoś tam z rodziny wspiera ich finansowo itd. Załamać się można. Ludzie czytają nie po to, żeby głowa im się otworzyła (i poszerzyło serce), tylko żeby znaleźć potwierdzenie swoich racji. Ja się też na tym łapię, taka święta nie jestem. Ale życie przynosi sytuacje, w których moje racje się weryfikują i wstyd mi, że kogoś osądziłam. Głupio, jeśli moje racje poszły w świat i nie jestem już w stanie ich zawrócić.

Pokolenie naszych rodziców miewa pretensje, gdy zbyt długo czekają na wnuczątko. Gdy się pojawia - och! och! łzy szczęścia, sterta małych ubranek i prześciganie się w prezentach. Wiadomość o drugim spotyka się już z mniejszym entuzjazmem, czasami z tekstem " No i dobrze, odchowasz i pójdziesz do pracy." Przy trzecim zaczynają się kwasy ( z tego co opowiadają znajomi, bo my z naszą dwójką jeszcze jesteśmy społecznie akceptowalni). Przy czwartym kobiety raczej unikają państwowej służby zdrowia i chodzą prywatnie do gina, bo nie mają ochoty tłumaczyć nikomu, że są zdrowe na umyśle. Nie wiem, jak jest przy piątym, bo większość znjomych dojechała na razie do trójki albo czwórki.

Wiem, że nasi rodzice nas kochają i chcą dla nas dobra. I dlatego przeraża ich myśl o ewentualnej wielości wnucząt. Bo szczęście pojmują w kategoriach zabezpieczenia finansowego. Chcą, żebyśmy byli bezpieczni, żeby bieda nam nigdy w oczy nie zajrzała. Żebyśmy mieli fajne mieszkanie, samochód, wyjeżdżali na super wakacje, żeby dzieci były ubrane nie gorzej niż rówieśnicy.
Przy świątecznym stole słyszymy, że pieniądze nie są najważniejsze. Wiadomo - najważniejsze zdrowie ;)

Nie można służyć dwóm panom. Nie można służyć Bogu i Mamonie.
Zawsze jednego będzie się kochać, a drugiego nienawidzić.

.......................................................................................................................


Wracaliśmy dzisiaj z pięknego ślubu K. i P. Pięknego nie przez kwartet smyczkowy (był organista), ani wymyślne stroje (piękne i godne, ale bez wydziwiania), ale piękny miłością młodej pary. Ludzi, którzy długo na siebie czekali i w końcu się spotkali.  Patrząc na nich myślałam o tym, że Bóg jest bardzo wierny i bardzo dobry. Ale właśnie!  Wracaliśmy i Grześkowi przypomniała się scena ze szpitala Bródnowskiego. Gdy za którymś tam razem przyjęto mnie na Izbie Przyjęć na oddział patologii ciąży Grzesiek i Basia odprowadzili mnie do windy. Położna powiedziała, że dalej nie mogą wejść. Ja zatem z łezką w oku:
- Basiu, musimy się pożegnać na kilka dni. Będę za Tobą tęsknić.
Basia beztrosko:
- Dobra. Wskakuj już do windy.
..........................................................................................................................

Basia rozmawia z ciocią Beatą (opiekunką).
- Basiu, a kim ty będzisz jak dorośniesz?
- Mamą.
- Ale oprócz tego. Gdzie będziesz pracować?
- Będę mamą.
- No tak, ale jak już będziesz miała dzieci i pójdziesz do pracy, to jako kto będziesz pracować? W jakim charakterze?
- W charakterze pracownika.
Logiczne.

................................................................................................................................

- Basiu, czemu jesteś taka upaćkana na plecach?
- Ksysiek mnie pobrudził.
- Dlaczego?
- Bo chciał, żebym była brudna. On jest chłopcem mamo. A chłopcy po prostu nie rozumieją pewnych rzeczy.

O to to!
...................................................................................................................................


Zapomniałam o najważniejszym. Zainteresowanych wejściem do róży różańcowej małżeństw informuję, że NIE BĘDZIE ŻADNYCH SPOTKAŃ! ABSOLUTNIE ŻADNYCH ZOBOWIĄZAŃ OPRÓCZ DZIESIĄTKI RÓŻAŃCA CODZIENNIE (5 MIN).
Śpieszcie się Kochani. Pozostało już tylko 19 miejsc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz