czwartek, 14 grudnia 2017

Dzień świstaka

To nie ja wymyśliłam to określenie, ale pozwolę sobie zaczerpnąć je od Sylwii, bo jest nader trafne.

Każdy niemal dzień przebiega tak samo. G wstaje o 5.15, ja przygarniam Krzysia do piersi i śpimy dalej. O, już 7.00. Może zdążę wstać przed Mery. Czasem zdążam, czasem nie i słyszę pod drzwiami "Mamoooooo!".  Zmiana pieluchy, kasza, ubieranie. Krzyś się obudził. Zmiana pieluchy, ścielenie łóżka, karmienie. Basia wstała. Zaganianie do porannych obowiązków, śniadanie. To może teraz moje śniadanie. Sprzątanie kuchni, Krzyś już pojękuje, karmienie. Czasem przyśnie, czasem nie, bo Marysia okazuje mu miłość. Nie dając spać. Około 10.00 mówię do dzieci: Nie chce mi się, ale musimy iść na dwór. Basia jęczy, że nie chce, że po co. Ja , że musimy, żebyśmy nie chorowali (oni bez gila od trzech miesięcy, ja zakatarzona i kaszląca od kilku tygodni). Najpierw ubieram Marysię, pomagam Basi, później mój przyodziewek i na końcu Krzyś, żeby się nie spocił. Wychodzimy. Marynia nie chce zimowej czapki, woli jesienną. Kłóci się, ryczy i krzyczy: "Ciapa!". Basia ma problem z kurtką, Krzyś ryczy. Tak dla zasady. Wyszliśmy. Aaaa, kotki dwa, Krzyś zasypia. Idziemy na plac zabaw. Buju buju 40-60 minut, spacer.Robimy co dzień zdjęcia i wysyłamy tatusiowi do pracy. Powrót do domu. K śpi w ganku, dziewczyny kakao lub zupa, Basia wybiera: Kopciuszek lub Masza, Marynia idzie spać. Jeśli jest chwila, gdy oba maluchy śpią - sprzątanie, gotowanie, ewentualnie prasowanie dla rozrywki. K się obudził, karmienie, noszenie. M się obudziła. Obiad. Jest 14.00. Już nie będą długo spać. Trzeba przeżyć trzy godziny do powrotu Grześka. Czasem udaje mi się uśpić Krzysia ,ale po chwili się budzi, bo im bardziej proszę Marysię o ciszę, tym głośniej krzyczy. G wraca, je obiad i przejmuje część gromadki na siebie. Mogę spokojnie karmić Krzysia w sypialni, synek błogo śpi przy piersi. Nie martwię się, że w tym czasie dziewczyny coś zmajdrują. A póżniej to już tylko kąpanie, kolacja, usypianie.

Nazajutrz to samo. Pojutrze to samo...
Dzień świstaka. Okoliczności te same, a jak to wszystko pójdzie, czy się nikt nie poryczy, nie nakrzyczę na nikogo itd. to już zależy od nas. Ode mnie. I trochę od okoliczności:)

Dziewczynki miały ostatnio urodziny (B piąte, M drugie). Krzyś ma trzy miesiące. Dzielny mężczyzna z niego.

Fajne te nasze dzieciaki. Puste i nudne byłoby nasze życie bez nich.
Basia mówi do mnie wczoraj:
- Mamo, jak w tym wyglądam?
- Bardzo ładnie.
- No pewnie. Przecież ja we wszystkim ładnie wyglądam, bo jestem śliczna jak płatek róży.

Marysia: Mamooo! Piii(ć)!
Mama: Za chwilę.
Basia: Malyśka, poczekaj. Widzisz, że mama chciałaby się rozedrzeć, ale nie może.

Maryni ostatnio skończyła się pasta do zębów. Dałam jej samą szczoteczkę i wyszłam na chwilę z łazienki do Krzysia. Gdy wróciłam, trzymała w ręku butelkę z płynem do higieny intymnej.
- Marysia! Tym nie wolno myć zębów!
Uśmiechnęła się. Jak nie można, jak można, skoro umyła.
- Zembem!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz