niedziela, 9 czerwca 2019

Czasoprzestrzeń

Mamy 17 tyg.+3
Pozostało 22+4

Rodzicielstwo wiąże się z zagięciem czasoprzestrzeni. Tak nam się z Grześkiem wydaje.

Mój mąż mówi, że na przykład gdy ogarnie dzieci do 21.00, to nagle jest 21.48.  I już ma czas dla siebie ;P Myje zęby, modli się i idzie spać.
Ja mam tak, że wraz ze wzrostem naszej dzietności kurczy się mój codzienny czas, ale jest lepiej zorganizowany i więcej  w nim upycham. Pamiętam, jak Monika i Zbyszek, wówczas rodzice trzech córek, a teraz bogatsi jeszcze o Fryderyka, mówili nam, że gdy mieli jedno dziecko, to wszędzie się spóźniali, a z trójką wszystko jest na czas. I coś w tym jest. Bo chociaż obowiązków więcej, to mniej czasu traci się na głupoty typu przeglądanie tablicy na FB.
Na pewno każde dziecko poszerza serce. Naprawdę. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem lepsza, niż zanim urodziłam Basię. Wprost przeciwnie, macierzyństwo rozjechało brutalnie moje wyobrażenie o sobie, o tym jaką matką będę. Ale więcej się w tym moim sercu mieści.  Trochę zmieniło się moje wyobrażenie o tym, co mi się "należy" ( a należy mi się coś?), do czego mam "prawo" (na pewno do milczenia, ale nie nadużywam;).

W piątek miałyśmy z Basią słaby dzień. To znaczy słaby pod względem naszej relacji. Bo obie jesteśmy uparte, twardo stoimy przy swoim zdaniu, jesteśmy przekorne. Co tu ukrywać, moim wymarzonym ustrojem domowym byłaby dyktatura. Ja mówię, a dzieci są ślepo posłuszne, natychmiast robią to o co je poprosiłam i jeszcze mnie całują w rękę mówiąc:
- Dzięki Ci o Pani Matko, że możemy wykonywać Twoje rozkazy!
Barbara jest zwolennikiem anarchii i zasady "Róbta co chceta", byleby reszta rodziny nie wchodziła w kolizję z jej potrzebami, a nawet im sprzyjała. Sami rozumiecie - wojna domowa nieunikniona. Szczególnie poranki są konfliktogenne, bo ja mam ciśnienie, żeby wypełniła swoje poranne obowiązki, a póżniej, jak zostanie jej wolny czas, to proszę bardzo. Niech się bawi. Tylko niech się nie poczochra w tej zabawie. Basia ma inne zdanie na ten temat. Wszak obowiązki są nudne.
W takiej to właśnie atmosferze upływał nam piątek. Gdy tata wrócił do domu, od razu wyczuł, że pioruny latają w powietrzu.  Basia przysnęła obrażona. Ja siedziałam na kanapie i myślałam o tym wszystkim. I wymyśliłam, że jak się obudzi, to zabieram ją i tylko ją gdzieś. Na zakupy, do Ikei na lody. Gdziekolwiek. Żebyśmy były tylko we dwie, żeby Marysia nie trzymała mnie za spódnicę mówiąc" Moja mama", Krzysiek nie uciekał itd. Maluchy potrafią zwrócić na siebie uwagę kosztem Basi.
Pojechałyśmy do Ikei. Zjadłyśmy hot dogi (polecam wegetariańskie), lody , przeszłyśmy przez magazyn samoobsługowy i kupiłyśmy m.in. foremki na lody. Nie śpieszyłyśmy się, nikt nas nie poganiał ani ja nikogo nie poganiałam. Zero konfliktowych sytuacji. Było naprawdę bardzo fajnie.
Kiedy wracałyśmy, na naszej ulicy zobaczyłyśmy maluchy wracające z tatą z placu zabaw. Basia chciała się przespacerować z tatą, a maluchy pojechać autem. Zamieniliśmy się na dzieci i wróciliśmy do domu. W drodze G zapytał Basię jak było i zażartował:
- To jak Basia, lubisz trochę tę naszą mamę?
- Tato, ja ją kocham.

Dzieci rzeczywiście kochają nas za darmo.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz