Wczoraj wróciliśmy ze szpitala do domu.
Wieczorem 11 listopada, pół godziny po tym, jak poszliśmy wszyscy spać, poczułam w brzuchu bolesne puknięcie i odeszły mi wody. Pojechaliśmy do szpitala. Skurcze były częste i bolesne, ale krótkie. I tak właściwie prze cały poród. I my, i położne, które pomagały mi rodzić, spodziewaliśmy się,ż przy czwartym porodzie pójdzie szybko. Jadwinia miała jednak swoje tempo. I słusznie. Urodziła się we wtorek o 5.59. Poród mogę uznać za znośny. Miałam lepsze, miałam gorsze.
Ważne, że Jadzia szczęśliwie się urodziła i ja też wyszłam z tego cało.
Królewna ważyła 3450 g i mierzy chyba 52 cm, czyli wszytko w sam raz. Jest śliczna, urocza i milutka. Jakieś 85% swojego życia od momentu narodzin spędziła przy mojej piersi i wygląda wtedy na najszczęśliwszego człowieka na świecie.
Pozdrawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz