Jadzia ma trzy tygodnie i dwa dni
Dzisiaj pierwszy dzień bez urlopującego tatusia, który to (biedaczek) musiał wrócić do pracy.
Odczuwałam jakiś bliżej niezidentyfikowany strach, obawę. Jak to będzie, gdy G wróci do pracy, a ja zostanę sama z tymi ludożercami? Ale dzień nam upłynął całkiem miło. Pani B, nasza niania, odprowadziła dziewczynki, później przyprowadziła Marysię. Przewietrzyła przy okazji Krzysia i popilnowała go, gdy poszłam na spacer z Jadwinią. Dałam dzieciom jeść, wyprawiłam je gdzie trzeba, wszyscy czworo mieli spacer i w domu nic (i nikt) nie leży na podłodze. Mam poczucie spełnionego dobrze obowiązku.
Nie ma się co łudzić, nie wszystkie dni będą tak słoneczne jak dzisiejszy i nie raz zawiśnie nad nami chmura gniewu i nerwów. Bo małe płacze, duże nie ubiera się, a średni siedzi na nocniku i strach go zostawić, żeby nie przemieścił się w nieodpowiednim momencie.
Dzisiaj było dobrze. Cieszę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz