piątek, 15 maja 2020

Rodzinne potyczki

- Nie rób fikołków na kanapie, bo spadniesz z niej i się potłuczesz! (matka)
- Jak nie spadną, to się nie nauczą. (ojciec)
- Gdyby wszyscy mieli takie podejście jak ty, to ludzkość by już wyginęła.
- Ale nie byłoby koronawirusa.

***

Rodzinne śniadanie.
- Synu, proszę cię, nie łobuzuj dzisiaj tak jak wczoraj. Bądź grzeczny. (matka)
- Ale pozostań dziki.  Bo jesteś mężczyzną. (ojciec)
- Tak.
- Bo Bóg też jest dziki i nieokiełznany.
- Bo nie miał mamy...

***
Marysia: Mamo, ty też umyj zęby.
Mama: Dobrze, ale to nie mi, tylko wam pani doktor będzie je oglądać.
Marysia: Tak, tylko żebyś mi później nie jęczała, że masz brudne.

 ***
Bardzo to miłe, że za oknem mamy majowe okoliczności przyrody. Widząc, jak przyroda rok rocznie odżywa, człowiek pociesza się, że ludzkość też może jakoś się podźwignie po różnych turbulencjach. Staram się szukać pozytywów sytuacji, w której akurat się znajduję. Bogiem a prawdą, to epidemia nie przeorała mojego życia gruntownie, bo różne życiowe doświadczenia mnie do niej przygotowały. Na przykład przejście trzech zagrożonych ciąż, z oszczędzającym trybem życia, niemożnością podróży nawet całkiem niedaleko, pokazało mi, że każda rzecz ma swój czas i trzeba przeczekać trudności. Gdy się ma małe dzieci, to trzeba być przygotowanym, że plany w ostatniej chwili mogą ulec zmianie. Na przykład szykujesz się do jakiegoś wyjazdu, wyjścia na miasto itp., a tu dziecko dostaje gorączki i lipa. Zostajecie w domu. Albo masz wesele brata. Wszyscy piękni, uczesani i pachnący. Wesele. Córeczka ma rota wirusa. Dobrze, że wzięłaś ubranie na zmianę dla niej. I dla siebie. Samo życie. Można się przyzwyczaić.
Gdy ktoś zadaje mi pytanie, jak ogarniamy czwórkę dzieci, odpowiadam tak, jak moja znajoma, matka piątki : A kto powiedział, że ogarniamy?
Zależy, jakie się ma wobec życia oczekiwania i jakich "standardów" się trzymamy. Jeśli moim standardem jest trzymanie wszystkiego pod kontrolą, idealny porządek w pięknie urządzonym domu, urozmaicone menu, wakacje na Majorce i do tego ja sama mam wyglądać, jak laska z Instagrama, to jestem w czarnej... dziurze.
Więc od jakiegoś czasu zmieniam standardy i moje oczekiwania. To znaczy staram się nie mieć oczekiwań, ale wychodzi różnie. Staram się dbać o dzieci, żeby były zdrowe, nakarmione, umyte. Staram się rozmawiać z nimi, słuchać co do mnie mówią, próbuję rozumieć, co przeżywają, uczę samodzielności,  czasem im czytam. W domu utrzymujemy stan, w którym można normalnie funkcjonować. Wakacje - różnie. Jak nie byłam w ciąży, to udało się pojechać nad morze na dwa tygodnie. W tym roku też planowaliśmy, ale wiadomo - wirus. To kierujemy uwagę na polską wieś.
Ja jestem chłopką z dziada pradziada i ciągnie mnie na wieś. Grześka też, bo chociaż urodził się w Warszawie, to też ma chłopskie geny.
 Szukam złotego środka w wielu sprawach i tak uciekają kolejne dni.

***

Jeśli chodzi o moje ogrodnicze zapędy, to pewne życiowe okoliczności, o których napiszę kiedy indziej, sprawiły, że musiałam je trochę pohamować i ograniczyć się do balkonu. Postanowiłam w tum roku znów podjąć próbę uprawy pomidorów na balkonie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Wczoraj posadziłam w skrzynki pomidora Bajaję. Trochę za gęsto, ale mam zamiar prowadzić uprawę intensywną. Tigerella i Pearshaped czekają jeszcze na parapecie. Całe to zacne towarzystwo trzymam jeszcze w domu, bo zrobiło się zimno. Róże (z gołym korzeniem), które kupiłam przecenione w Auchan (ratując je przed wyrzuceniem) zaatakowały mszyce. Musiałam zatem wziąć w niewolę dwie biedronki i zrobić im przymusowe dożywianie. Nakryłam doniczkę gęstą siatką i czekam na efekty. Słowo, że najdalej jutro zwrócę im wolność.

Ostatnio postanowiłam też nauczyć się piec chleb na zakwasie. Wyszło super. Basia też ma juz na koncie swój pierwszy chleb.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz