środa, 23 marca 2016

Matylda

Basia nie chodzi od poniedziałku do przedszkola, bo trochę jest przeziębiona i chociaż nie jest obłożnie chora, to postanowiliśmy potrzymać ją w tym tygodniu w domu. Wczoraj Grzesiek pracował zdalnie, więc było bardziej rozrywkowo, ale dzisiaj zostałyśmy same we trzy do 19.00, bo nasz żywiciel po pracy pojechał pomóc przygotować chrzcielnicę.
Wymyślanie rozrywek dla Baśki to oczywiście moje ulubione zajęcie... Och och, jak ja lubię te dni, gdy ona łazi za mną znudzona, ja nie mam pomysłu co z nią (i Marysią) zrobić, spacer jest tylko kwadransowy, bo Maryniarz ryczy zarówno w wózku jak i na rękach, a koń zjada przygotowane dla niego przekąski w 3 minuty. (Na naszej ulicy mieszka prawdziwy koń. I wolno go karmić - pytałam właściciela. Nareszcie mam co robić z suchym chlebem. Takie to nasze miasto. Z koniem mieszkają też kury, perliczki i paw).



Późnym popołudniem przypomniała mi się zabawa z mojego dzieciństwa. Z papieru robi się modelkę i projektuje się dla niej ubrania. Takie raczej dziewczyńskie zajęcie. Basi się podobało.



Naszą modelkę wycięłyśmy z kolorowanki, bo gdybym ja ją narysowała, to pewnie ktoś wziąłby ją za brakujące ogniwo w ewolucji. Moje zdolności plastyczne pozwalają mi wyciąć sarenkę w kształcie psa. No nieważne. W każdym razie odrysowuje się później jej figurkę na kartce, rysuje ubranie, wycina razem z paseczkami do zawieszenia i ubiera się. Proste.



Naszą modelkę nazwałyśmy Matylda. Matylda rozmawiała z Basią cienkim głosikiem i prosiła, żeby dobrała jej odpowiednie do okazji ubranie. Bawiłyśmy się tak dosyć długo jak na Basiowe możliwości. Chciała dłużej, ale Mary się obudziła i musiałam się nią zająć. Polecamy tę zabawę.

Zadziwiające jest, że Basia rozmawiała z nią z pełnym zaangażowaniem, jakby Matylda była prawdziwą osobą. A przecież latorośl moja pierworodna to już nie dzidziuś i doskonale rozumie, że to ja mówiłam, a nie papierowa laleczka. Przy okazji można Basię zapytać o wile spraw, o których "normalnie" nie chce rozmawiać. Rano  ze ślimaczkiem z plasteliny rozmawiała równie poważnie. Hm... Może kupię sobie pacynkę i w końcu dogadam się jakoś z Barbarzyńcą.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz