środa, 10 sierpnia 2016

Wakacje

Dawno nie pisałam, bo nasze życie rodzinne obfitowało w liczne wydarzenia. Przede wszystkim przyjechały do nas ŚDM w postaci dwóch włoskim seminarzystów i siedmiu Brazylijczyków, w tym również trzech seminarzystów i czterech - że tak zażartuję - " normalnych" 😃
Było bardzo miło. Śląskie z bitkami im bardzo smakowały, naleśniki również. Chwalili też wino zrobione przez dziadka Supła, ale nie wdawaliśmy się w szczegóły jego produkcji 😉 Ja słabo mówię po angielsku, Grzesiek lepiej, ale dogadaliśmy się. Wszak posiadam jeszcze bogatą mimikę i równie obfitą gestykulację.
Czułam się super gospodynią do momentu, aż wyjęłam z pralki pranie, które im zrobiłam. O! Razem z czarnymi koszulami oprała sie chusteczka higieniczna. Płukałam je petem dwa razy, znowu nastawiłam. Trochę pomogło, troche wyskubałam. Goście byli bardzo kulturalni i twierdzili, że nic nie widać. Taka ze mnie gospodyni.
Od niedzieli urlopujemy na działce, a dziadkowie opiekują się moimi kwiatami w Markach. Zrezygnowaliśmy z wyjazdu nad morze ze względu na Marynię, która bardzo często ryczy w samochodzie, poza tym okazało się, że miała zapalenie pęcherza i brała antybiotyk. W tym tygodniu musimy powtórzyć badania, a w piątek mamy wizytę w IMiD, bo Marysia słabo przybiera na wadze. Nie było zatem sensu jechać daleko od Warszawy.
Tutaj mamy wszelkie wygody, wyjadamy z ogródka borówki i pomidory, ja mogę oddawać się ogrodniczym namiętnościom, Grzesiek mechanicznym, a Basia modowym ( "Patrz mamo, jak się ubrałam!").
W tej chwili jestem ze śpiącą Marynią na poddaszu. Gdy skończę pisać ten post powrócę do lektury " Czarodziejskiej góry" Manna. Cóż milszego w deszczową pogodę, niż dobra lektura, herbatka i koc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz