sobota, 24 października 2015

Króciutko

    Jako że mamy już 34 tydzień, pozwalam sobie, a właściwie Grzesiek mi pozwala, na większe ruchy. Po domu - i troszkę poza dom. Tak delikatnie, bez szaleństw, ale jednak. Wczoraj był piątek, a więc dzień handlowy. Bazarek :D Odwieźliśmy Basię do przedszkola i pojechaliśmy na nasz marecki targ. Ależ przyjemnie było po nim pochodzić kwadransik. Kupić jabłka. Porozmawiać z handlarzem warzyw, który jak się okazuje, handluje też oponami samochodowymi. Ach ten klimat ;)
Po powrocie przeleżałam resztę dnia, bo chociaż nic (skurczowego) się nie działo, to trzeba było odpokutować ten szalony wypad.
   
    Jutro wybory. Idę, tzn. jadę. Sprawdziłam listy wyborcze w naszym okręgu i wiem, na kogo zagłosuję. Nie oczekuję cudów, nie liczę, że ludzie okażą się aniołami. Ale mam nadzieję na jakiekolwiek zmiany, niekoniecznie na gorsze.

    Za miesiąc powinnam zgłosić się do szpitala na zdjęcie szwu. I zapewne  - poród. Mam nadzieję, że szczęśliwie dojedziemy z Mary do tego terminu. Jest już dosyć bezpiecznie, ale przydałoby się tych kilka tygodni jeszcze. I obym nie zwariowała, bo już mi lekko - przepraszam za słownictwo - odbija. Wczoraj swędział mnie palec. Normalnie człowiek myśli, że pewnie alergia. A ja się zastanawiam, czy to nie cholestaza ciążowa. Albo zaraza jakaś. Wspomniane już kiedyś na blogu hormony zaczynają szaloną pracę. A co to po porodzie się będzie działo... Lepiej nie wchodzić w strefę rażenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz