poniedziałek, 23 listopada 2015

Dziękuję

Kiedy pisałam ostatniego posta, myślałam, że już pewnie nie zdążę nic naskrobać przed porodem,ale jak widać - oto jestem, nadal w duecie.
W zasadzie, to po głowie jedna myśl mi chodzi. Otóż niedawno natknęłam się na wywiad z księdzem Kaczkowskim, znanym z tego, że ma poważny nowotwór, a pomimo to - żyje "na pełnej petardzie". Sam o sobie mówi, że jest onkocelebrytą, bo gdyby nie zachorował na raka, to pewnie nikt by o nim nie usłyszał ani się nie zainteresował. I pomyślałam sobie, że może trochę jest tak i ze mną. Zaczęłam pisać tego bloga z powodu ciąży. Chciałam zapełnić sobie te długaśne godziny leżenia i podzielić się moją (nadal lichą) wiedzą o patologiach ciąży i doświadczeniach z nią związanych. Chciałam przestrzec dziewczyny, które będą czytały tego bloga przed moimi błędami. Chciałam się też zwyczajnie podzielić cząstką mojego codziennego życia. Radością życia rodzinnego. Brzmi to może trochę banalnie, ale naprawdę zwyczajne życie szarych zjadaczy chleba z pasztetem może być (i jest) szczęśliwe. Wracając do tego bycia celebrytą bazującym na trudnych doświadczeniach, to przepraszam, jeśli przebrałam miarę użalania się nad sobą. Nie dość, że mąż mój biedny musiał słuchać moich jęków, to i czytelnikom bloga może trochę przynudzałam. Jednakowoż po tym, jak pierwszy raz w tej ciąży trafiłam do szpitala i poprosiłam przyjaciół i kogo się da o modlitwę za nasze dziecko, naprawdę wiele osób okazało nam wsparcie. Przez te miesiące dzwoniliście, przyjeżdżaliście, każdy pomagał jak mógł. Dla Was pisałam tego bloga, na znak, że żyjemy, że jest dobrze.

Bardzo Wam wszystkim za to dziękuję. Za modlitwę, o której wiem  i tę o której nie mam pojęcia. Że Wam się chciało, że pamiętaliście, chociaż każdy ma swoje problemy.

Mojemu mężowi... za mało słów...

W pierwszej kolejności powinnam podziękować Tobie Boże, za każdy dzień życia Marysi. Za każde uderzenie jej serca. Za Twoją bezgraniczną miłość. Za darmo. W mojej beznadziei. W pustce.
Dobrze jest być kochaną. Wszystko ma sens.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz