Basia nadal nie chodzi do przedszkola, bo chcieliśmy, żeby całkowicie wyzdrowiała, zanim wróci do nowych zasobów bakterii i wirusów. Trochę się nudzi, trochę męczy mnie zabawami, które mnie nudzą (ale się zmuszam).
Pisałam już o zabawie Matyldą. Znalazłyśmy dla niej kolejne zastosowania. Bo jak już naprodukowałyśmy jej dużo sukienek, to zaczęłyśmy robić przedstawienia. Wystawiamy oczywiście Kopciuszka (już dwa tryliony razy), ale ostatnio był też Czerwony Kapturek.
I tak nam życie upływa.
Ja oddaję się też moim ogrodniczym namiętnościom, nie bacząc na głos rozsądku. Kupiłam ostatnio jeszcze jedną różę rabatową Arthur Bell, która była już zamorzona i wypuściła żółte pędy (z braku słońca, bo była w kartoniku pod innymi). I do tego równie zabiedzoną, przeceniona różę miniaturkę, bo tak mi jej szkoda było. Gdybym ja jej nie wzięła, to pewnie trafiłaby na śmietnik. Przesadziłam, może uratuję.
Bazylia cytrynowa i tymianek wzeszły. Pomidory rosną ładnie. Wiosna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz