środa, 13 kwietnia 2016

Truskawki

Chociaż godzina jeszcze wczesna, to mnie ogarnia straszna senność. Jestem typem skowronka, nie sowy. Rano mogłabym góry przenosić, ale wieczorem smutno mi, jeśli muszę podjąć jakiekolwiek czynności. Zmuszam się do mycia. Nie zawsze chce mi się zmuszać się do modlitwy. Padam i zasypiam.

U nas nadal spokój i błogość. Małą czarną chmura na horyzoncie jest wieść, że podobno w przedszkolach panuje epidemia ospy. W naszym jeszcze nic o tym nie mówili, ale w Warszawie ospa jest, w Cieńszy podobnie. A Marki między jednym a drugim. Zobaczymy. Może nas ominie.

Ostatnio zdarza mi się zauważyć, że dobrze mi. Tak ogólnie życiowo i tak szczegółowo, w różnych dziedzinach. Marysieńka ma 4 miesiące i nie jest już tym bezradnym bobaskiem, który nic nie potrafi. Łatwiej ją karmić, kąpać, ubierać. Nie bardzo wychodzi jej leżenie na brzuchu, ale za to potrafi z pleców przerzucić się na brzuch. Prawie. Bo kładzie się na swojej ręce i denerwuje się bidulka, że nie może jej wyjąć. Mary jest w ogóle dzieckiem, które obsługuje się łatwo, szybko i przyjemnie. Karmienia są rzadkie i krótkie, więc mogę wyjść z domu bez niej. Zasypia sama w pokoju około 19.30. Tylko wózek był do niedawna problematyczny, bo nie chciała w nim spać ani nawet leżeć. Spacery kończyły się często po dwóch kwadransach noszenia na rękach. Aż w ostatni piątek pediatra podpowiedziała nam, żebyśmy spróbowali włożyć ją w foteliku samochodowym do wózka. To działa!!! Maryniasek rozgląda się i nie ryczy. A czasem nawet przysypia. Uratowani. Wiem, zdrowiej dla kręgosłupa na płasko. Ale zdrowiej też być na spacerze godzinę-półtorej w foteliku niż pół godziny na rękach.

Pod naszymi oknami pasą się sarenki i bażanty. Próbowałam zrobić zdjęcie, ale słabe wyszło. Bażantom, bo sarenki przychodzą zazwyczaj o zmierzchu. Chociaż wczoraj koziołek pokazał się i w południe. Dziki  dziki wschód ;)

Na balkonie przybywa producentów tlenu, nazywanych przez męża mego zielskiem. Róże aprobuje, inne rośliny nie bardzo. Spokojnie mężu, część wkrótce zniknie. Wczoraj w poszukiwaniu leszczyny dotarłam do sklepu ogrodniczego i wyszłam z niego z truskawką pnącą.


Oczywiście nie ma truskawek pnących, lepsza nazwa to truskawka wisząca. To odmiana ozdobna, chociaż owoce też oczywiście wytwarza. Zastanawiam się teraz co zrobić z jej rozłogami, bo nie wiem czy możliwe jest , aby owocowała również na nich już w tym roku. Normalnie truskawki rosnące w gruncie zawiązują pąki kwiatowe w sierpniu i na tychże owocują na przyszłą wiosnę. Postanowiłam wsadzić te rozłogi z małymi roślinami w ziemię. Na pewno nie zaszkodzi, a może szybciej dzięki temu urosną, bo będą ciągnąć nie tylko z rośliny matecznej, ale też z gleby. Nie liczę na kilogramy owoców, ale Basia będzie miała frajdę przy podlewaniu.



Podoba mi się ta moja truskawka. Kwiaty ma trochę przypominające dziką różę.


Wieczorem wyszłam na spacer do sklepu. Kupiłam sobie łopatkę do grzebania w ziemi i nasiona poziomek. Obiecywałam sobie, że już nie będę siać poziomek. Ale upadłam w swym postanowieniu. Jeśli coś z tego wyrośnie, to pokażę.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz